Końca świata nie będzie (59)
Marta wracała z Rabki, dokąd zawiozła babcię, która – jak
przystało na kobietę czynu – wprawiła w ruch swój pomysł sprzedaży domu. Przypatrywała
się poczynaniom babci z niemałym podziwem. Nie poddała się naciskom syna,
odparła atak synowej, zamieszkała z wnuczką, co więcej, zaangażowała w ich
sprawy jakiegoś znanego profesora prawa. Zachowała jasność umysłu, wiedziała,
czego chce, przekonując do swojego pomysłu ciocię Lilkę, która zwykle była
bardzo ostrożna w podejmowaniu ważnych decyzji. Marta przyłapała się na myśli,
że zazdrości babci energii i przebojowości. Gdy powiedziała o tym Lilce, ta
najpierw zaczęła się śmiać, potem przyznała, że sama podziwia Emilię.
– Moje kochane dziewczyny – podsumowała babcia, wsiadając do
auta Marty przed jazdą do Rabki – tylko mi nie pękać! Ta wariatka, Grażyna,
może tu was nachodzić, grozić, wydziwiać, ale nie pękać! Zostawiłam list, w
którym wyjaśniam, że jadę na wycieczkę objazdową po Włoszech i wrócę za dwa
tygodnie – podała Marcie kopertę. – może się wam przydać, gdyby Graża wpadła tu
do was z policją, oskarżając was o zaciukanie babiny, czyli mnie.
– Może do tego czasu pojawi się jakiś kupiec? – zastanowiła się
Lilka.
– Do zaciukania, czy do mojego powrotu?
– No do powrotu, do jakiego zaciukania? – Lilka przeżegnała
się na sama myśl o zaciukanej Emilii.
– Zjawi się, już jeden do mnie dzwonił, od Staryszewskiego. Dzwonił
do mnie. Facet wie, jaka jest sytuacja, wie, że dom może obejrzeć bez rozgłosu,
więc przyjedzie do ciebie, Lilu. Przyjdzie, posiedzi, wypije kawę, a potem obie
z Martą zaprowadzicie go spacerowym krokiem do domu, niby na poobiedni spacer. Facet
jest zasobny, zyska na sprzedaży prawie dwieście tysięcy, więc mu zależy.
– Kurczę, dwieście tysięcy? Cholera jasna, szkoda jakoś,
nie? – Lilka wyglądała na zmartwioną.
– Dziecko, zapewniam cię, że po sprzedaży domu starczy na
nowy i jeszcze trochę zostanie, żeby Marta nie musiała się martwić brakiem
pieniędzy na utrzymanie nowego domu. Musimy sprzedać tę starą chałupę, bo Marek
z Grażyną nie dadzą Marcie spokoju, będą ją dręczyć w nieskończoność, aż jej
obrzydzą schedę, a ja nie jestem wieczna. Marta się nie obroni. Mam już swoje
lata, pamiętajcie o tym. – Emilia wsiadła do auta Marty z godnością matrony,
poprawiając misternie upięty kok. Jasny prochowiec, gustowna apaszka,
pantofelki na niziutkim obcasie, wszystko to dopełniało obrazu niezwykle eleganckiej
i w dalszym ciągu atrakcyjnej starszej pani, niewyglądającej na swoje
siedemdziesiąt lat. Marta wracała do domu z lekkim niepokojem. Musiała ukradkiem
sprzedać dom, a to sprawiało, że czuła się niezbyt pewnie. Do tego jeszcze
dochodził Oliwier. Po kilku miesiącach milczenia znowu zaczął się do niej
odzywać, raz nawet zaprosił ją do kina. Odmówiła, ale potem bardzo tego
żałowała. Poszła porozmawiać z Lilką, która zaczęła się zastanawiać, co się
stało, że Oliwier raptem zapałał chęcią odnowienia znajomości i stwierdziła, że
być może dowiedział się o jej nowej, jakże odmiennej sytuacji materialnej. A może
i sama Grażyna znalazła do niego dojście i zaproponowała mu jakąś sitwę? Marcie
trudno było cokolwiek na ten temat powiedzieć, jednak nie wykluczała żadnej
ewentualności. Mimo że Oliwier w dalszym ciągu nie był jej obojętny,
postanowiła trzymać się od niego z daleka. Przynajmniej do czasu sprzedaży
willi.
Komentarze
Prześlij komentarz