Końca świata nie będzie (57)
Lilka weszła do budynku miejscowej poradni i zorientowała
się, że Matysiakowa siedziała już w gabinecie Gawlaka. Gadała jak najęta, nie
dopuszczając lekarza do głosu. Lilka zaczęła się zastanawiać, kiedy powinna się
rozkaszleć, żeby Gawlak mógł, jak to mawiał, wyforaić upierdliwą babę za drzwi
i uwolnić się od jej bezproduktywnego zrzędzenia, ale tocząca się za
zamkniętymi drzwiami dyskusja była tak komiczna, że nie mogła sobie odmówić przyjemności
przysłuchiwania się tej rozmowie. Głos Matysiakowej był donośny, kobieta z
wprawą opisywała wszystkie swoje dolegliwości, od kłucia w boku i nadciśnienia
po krótki oddech, sztywność karku i ból
nielicznych zębów. Gawlak cierpliwie wysłuchiwał tej litanii, Lilka miała
wrażenie, że nie ma go w gabinecie, a Matysiakowa siedzi tam sama. Nie
powstrzymała się przed śmiechem, gdy scenariusz naświetlony jej przez lekarza w
aptece zaczął się realizować i usłyszała listę dolegliwości starego Matysiaka,
do złudzenia podobnych do listy żony. Widać zaśmiała się za głośno, bo drzwi
gabinetu otworzyły się znienacka i lekarz stanął nad nią w postawie
napoleońskiej, z rękami założonymi do tylu.
– Pani Matysiakowa! – krzyknął raźnie – koniec wizyty, następna
pacjentka czeka.
– A niech czeka, młodsza trochę, to i poczekać może –
kobieta nie przejęła się słowami lekarza, ale ten najwidoczniej miał już wprawę
w pozbywaniu się jej ze swojego gabinetu. Podszedł do swojego biurka, podniósł
z blatu receptę, włożył ją do torebki pacjentki, a potem podniósł kobietę z krzesła i
wyprowadził z gabinetu. Matysiakowa nie przestawała mówić, żądając uwagi i
recepty dla męża.
– To ja poczekam aż pan załatwi z nią sprawę – zapowiedziała
Matysiakowa, wskazując Lilkę brodą. Mężczyzna zamknął przed babą drzwi i
wygodnie rozsiadł się na swoim stołku, który na wygodny nie wyglądał.
– A nie mówiłem? – zapytał, zapatrzywszy się w okno, za
którym kwitł liliowy bez.
– Baba jest z serii
pancernych, trzeba mieć żelazne zdrowie, żeby sobie z nią radzić, a nawiedza
mnie co tydzień. Miała pani kaszleć, czyż nie? – popatrzył na Lilkę
nieprzyjaznym wzrokiem.
– A co? Miałam przeszkadzać w wizycie? Jakże to tak? Nie
godzi się – zaczęła się śmiać na wspomnienie wyprowadzania Matysiakowej na
korytarz. Gawlak przyglądał się jej w milczeniu z ponurą mina, w końcu zerwał
się ze stołka, wyjmując ze słoja stojącego na biurku drewnianą szpatułkę.
– Pani otworzy otwór gębowy – zadysponował, zsuwając okulary
na czubek nosa. Lilka nienawidziła tego badania, wywołującego u niej odruch
wymiotny.
– No stan zapalny jak byk – triumfował Gawlak. – Aż dziwne,
że angina się jeszcze nie rozwinęła. Twarde te nauczycielki, gardło boli, ale
lezą do tej szkoły jakby świat miał się bez nich zawalić. Bez antybiotyku ani
rusz. Pani ściągnie bluzkę, osłuchamy, czy tam coś już na płucach nie siedzi. –
Lilka ściągnęła bluzkę, zastanawiając się, co ma zrobić ze stanikiem. Ściągać,
nie ściągać?
– Stanik może zostać – dodał łaskawie. – Wy wszystkie myślicie,
że Gawlak taki łasy na oglądanie waszych gwiżdżących biustów.
– Jakich? – Lilka nie zrozumiała, o co mu chodzi.
– Gwiżdżących, nie wie pani, co to takiego? Baba ściąga
stanik, a tu gwizd o podłogę! – zaśmiał się rubasznie.
– No wypraszam sobie! Cholera, doktorze, a już myślałam, że
zaczął pan mówić ludzkim głosem. Pięć minut nie minęło, a wrócił pan na swój
codzienny tor.
– Na żartach się pani nie zna – machnął ręką. – Co wy,
kobiety, takie drażliwe na punkcie swoich biustów jesteście?
– Nie bardziej niż wy, mężczyźni, na punkcie swojego
nabiału. – Gawlak roześmiał się na głos, uderzając ręką w blat biurka.
– Ja tam z nabiałem żadnych problemów nie mam, proszę pani.
Ale przyzna pani, że żaden nabiał nie równa się z gwiżdżącym biustem?
– Rzeczywiście – przyznała niechętnie. – Ale o nabiale też
można anegdoty opowiadać.
– Tak, a jakie to?
– A wieść gminna niesie, że jak chłop jak dąb, to nabiał ma jak
orzeszki, a doktor to raczej z tych dębowatych, prawdaż? – odcięła się. Ręka
Gawlaka znieruchomiała nad wypisywaną receptą. Lekarz przez moment milczał, a potem
ryknął śmiechem. Drzwi gabinetu uchyliły się i Matysiakowa wsunęła przez nie
swoją głowę.
– Śmieją się, to znaczy, że koniec już – wtoczyła się do
środka, podchodząc do krzesła.
– Pani Matysiakowa, co mi pani tutaj rewoltę robi w
gabinecie? W trakcie badania pani mi tu się wtarabania? Co to ma być? Do domu
pani wreszcie idzie, chłop pewnie bez obiadu do tej pory siedzi – zdenerwował
się Gawlak.
– Zaraz pójdę, ale ja wszystkich spraw jeszcze nie
załatwiłam.
– To załatwi pani po weekendzie. Ja wychodzę. Już jestem po
pracy – Gawlak wstał i zaczął pakować bloczki z receptami do szuflady, którą zamknął
na klucz.
– Ale ja sobie przypomniałam, że jak mnie boli… – Matysiakowa
szykowała się do dłuższego opowiadania, ale Gawlak złapał ją pod łokieć i
stanowczo wyprowadził za drzwi. Lilka wyszła za nimi, a lekarz szybko zamknął
gabinet na klucz, żeby Matysiakowa nie mogła się w nim rozgościć.
– A co pan taki narowisty dzisiaj? I tak pan w domu sam
siedzi, jak kret jaki, to co panu szkodzi chorego wysłuchać? – Matysiakowa nie
dawała za wygraną.
– Sam, nie sam, nic pani do tego. A zresztą, wcale sam nie
będę, bo pani Lilla dotrzyma mi dzisiaj towarzystwa – przytrzymał Lilkę za
ramię, otworzył drzwi auta i usadził ją na siedzeniu obok kierowcy. Matysiakowa
stanęła na chodniku zapatrzona w lekarza i gdy ten odjechał, ruszyła truchtem w
stronę miasta. Lilka już się domyślała, jakie plotki rozniesie.
– I co pan najlepszego narobił? Wie pan, co się zaraz będzie
działo?
– A co mam nie wiedzieć? Matysiakowa w tempie roznoszenia
plotek przebija błyskawicę, więc już za godzinę wszyscy będą wiedzieli, że mamy
randkę. Przeszkadza to pani?
– No niby nie, ale…
– Ale nie ma o czym gadać. A skoro mają plotkować, to niech
przynajmniej mają o czym. Na kawę panią zabieram. Do tej cukierni na rynku.
Jedzie pani czy cykorzy? – spytał, patrząc na nią z zaciekawieniem.
– Jadę. Nie co dzień Gawlak nauczycielkę na kawę prosi –
odparła, na co Gawlak roześmiał się wesoło, skręcając do centrum miasta. Lilka
pomyślała ze zdziwieniem, że ten Gawlak ma miły śmiech.
Komentarze
Prześlij komentarz