Końca świata nie będzie (53)
Wracała do domu jak na skrzydłach. Wreszcie, po prawie dwóch
miesiącach bezrobocia dostała pracę. Wprawdzie tylko na miesiąc, ale miała
nadzieję na przedłużenie umowy. Zresztą, gdyby miała pracować tylko miesiąc, to
i tak byłaby szczęśliwa. Może wreszcie przełamie prześladującego ją pecha i
zacznie się w jej życiu dziać coś dobrego. Kto by pomyślał, że pozna swoją
babcię, która okazała się świetną kompanką, pełną ciepła, energii i poczucia
humoru? I to, że zostanie właścicielką pięknej willi, też wcześniej by jej nie
przyszło do głowy. Babcia załatwiła wszystko jak należy, chociaż prawdziwy
problem – czego była pewna – dopiero ją czekał w postaci Grażyny i ojca. Gdy
babcia wróciła wreszcie z wojaży, ojciec zjawił się u niej tego samego dnia, o
czym Emilia poinformowała Martę i Lilkę. Ojciec najpierw krzyczał, że babcia
jest nieodpowiedzialna, potem stwierdził, że to demencja starcza i będzie
musiał przedsięwziąć odpowiednie kroki, by ochronić matkę przed nią samą.
Grażyna gorąco poparła ten wniosek, stwierdzając, że babcia nie może mieszkać w
tak dużym domu sama, a oni już naleźli dla niej piękny pensjonat, jak nazwała
dom starców, a dom należy sprzedać natychmiast, z czym nie będzie trudności, bo
znalazł się kupiec. Babcia wysłuchała tych rewelacji ze spokojem, poczęstowała
syna i synową kawą i stwierdziła, że oboje mają rację. Jest już w takim wieku,
że sama w tak dużym domu mieszkać nie może, co więcej – nie będzie. Ma przecież
wnuczkę i to ona z nią zamieszka. Ojciec oniemiał, a Grażyna dostała ataku
histerii. Próbowała nawet podważyć poczytalność teściowej, która wbrew logice,
chciała uznać za wnuczkę obcą zupełnie osobę.
– Nie waż się nawet! – zagroziła babcia. – Przez dwadzieścia
lat wmawiałaś mojemu pozbawionemu moralności i ludzkich uczuć synowi, że
poczęcie Marty nastąpiło w wyniku zdrady Eli. I to ty, kobieta, która nie wie
nic o przyjaźni, o miłości i o godności, która zniszczyła rodzinę, próbuje
nadal kłamać?
– Mamo, ja mamę bardzo proszę – ojciec włączył swój
wokandowy głos, by powstrzymać matkę przed dalszym wywodem.
– Milcz! – Emilia była nieugięta. – Doskonale wiesz, że
Marta jest twoją córką, porzuciłeś jej chorą na raka matkę, porzuciłeś swoje
jedyne dziecko, złamanego grosza tej dziewczynie nie dając, okłamywałeś mnie
całe lata, twoje matactwa pozbawiły mnie możliwości poznawania mojej wnuczki,
obserwowania jak rośnie, jak się rozwija! Ale dosyć tego. Zrobiłam testy DNA.
– O, to ciekawe – zainteresował się Marek. – Skąd wzięłaś
materiał genetyczny do porównań? Ja nie dawałem żadnej próbki.
– Twoja tak zwana próbka nie była mi do niczego potrzebna. Mam
swoją próbkę. Marta ma moje geny. Zapomniałeś? Ty, prawnik, nie wiesz, że
babcia też może porównać swój materiał genetyczny z materiałem wnuczki? –
Emilia zatriumfowała. – I jeszcze jedno ci powiem, kochany synu. Zachowaj sobie
adres tego luksusowego pensjonatu, jak go nazywasz, z tą swoją, pożal się Boże,
żoną będziecie go prędzej czy później potrzebować. Znam twoją podłość na tyle,
by wiedzieć, do czego jesteś zdolny. Ostatnimi czasy porobiłam wszystkie
badania, które wykluczają jednoznacznie demencję starczą. A wiesz, kto mi w tym
pomógł? Profesor Staryszewski. – Marek siedział wyprostowany jakby kij połknął.
Nazwisko jego dawnego profesora podziałało na niego jak kubeł zimnej wody.
– Staryszewski? Jest stary jak świat i już nie praktykuje –
przypomniał sobie, odetchnąwszy z ulgą.
– Racja, ale uczniowie profesora praktykują. I mówię tu o
ludziach z najwyższej półki. Wymieniać nazwiska? Mam je zapisane, chcesz?
– Dziękuję, nie trzeba.
– Wyjaśniłam im, w jakiej znajduję się sytuacji. To oni zadbali
o to, by umowa przekazania mojego domu Marcie była nie do podważenia,
podpowiedzieli mi, co mam zrobić, gdzie zrobić badania DNA, jakie badania
zrobić, byś nie mógł mnie ubezwłasnowolnić, bo o to chodzi, prawda? Skontaktowałam
z nimi też Martę, ostatecznie to ona będzie o mnie dbać. I wiesz? Dziwne, ale
żaden z nich nie wziął ode mnie ani grosza! Zapłaciłam jedynie notariuszowi. Co
do domu, droga Grażyno, twój kupiec srogo się zawiedzie. Nie jesteś moją
krewną, nie masz żadnego prawa, by zarządzać tym, na co całe życie pracowałam
razem z moim mężem, którego nikomu nie odbiłam. Dom należy do Marty. Ona jest
jego właścicielką, a nie wydaje mi się, by w najbliższych latach zamierzała się
go pozbywać. A jeśli już, to ona będzie się cieszyć pieniędzmi ze sprzedaży,
nie ty. – Grażyna krzyknęła głośno, wyzywając teściową od starych wariatek. Zaraz
po tej rozmowie Emilia zawitała do Lilki i Marty, by streścić im dokładnie
przebieg spotkania z synem. Marta wracała teraz do domu babci po rozmowie
kwalifikacyjnej. Wiedziała, że Emilia czekała już na nią z obiadem. Musiała
porozmawiać z Lilką, ciągle nie mogła się przyzwyczaić, że nie mieszkają już
razem. Najważniejsze, że dostała pracę i ma wsparcie w cioci i babci. Ze
wszystkim innym sobie poradzi, a właściwie – poradzą. Nadal myśląc o Oliwierze,
czuła przyspieszone bicie serca i jej klatkę piersiową przygniatał niewidzialny
ciężar. Od ich rozstania minęło kilka tygodni, a on nie odezwał się ani razu.
Nie dzwonił, nie pisał, nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Marta głęboko
skrywała swoje uczucia, nie chcąc martwic Lilki, ale ciocia i tak domyślała
się, co się z nią dzieje. Jedynie babcia, wysłuchawszy historii tej znajomości,
pogładziła Martę po głowie i stwierdziła, że prędzej czy później wszystko się
ułoży, a nawet najgłębsze uczucie przeminie, pozostawiając po sobie cenne
doświadczenie. „Końca świata nie będzie, nie taka miłość umierała. Czas naprawdę
leczy rany”, podsumowała z czym Marta, po dłuższym namyśle, musiała się
zgodzić.
Komentarze
Prześlij komentarz