Końca świata nie będzie (48)
– No nie! – Gawlak na widok Iwony rozłożył szeroko ręce. –
Co ja pani ostatnim razem powiedziałem? Pani chyba nie słyszała. Powiedziałem
wyraźnie: trzymać się z daleka od tego ośrodka zdrowia przez co najmniej rok. A
pani wraca już po miesiącu?
– Kurcze, doktorze, co się pan tak denerwuje od razu? –
Iwona usiadła na krześle naprzeciwko lekarza. – Nawet pan nie zapyta? Pytanie
ma paść: „Co pani dolega”, ma mnie pan zapytać, zapomniał pan? Życzę sobie być
traktowana jak inni pacjenci.
– O, i jeszcze życzenia ma. Rozwija się. Jak grypa jakaś.
Dobra, co pani dolega? A może woli pani – z czym pani dzisiaj przychodzi z
akcentem na „dzisiaj”?
– Dzisiaj, bez akcentu, przychodzę po prośbie –
odpowiedziała, patrząc lekarzowi prosto w oczy.
– Że jak? – Gawlak aż pochylił się w jej kierunku, opierając
dłonie na biurku.
– Doktorze, proszę! Co pan dzisiaj taki teatralny jakiś? Z
panem się nie da rozmawiać.
– Ok., przepraszam. Słucham panią.
– Coś się dzieje z moją skórą. Myślałam, że mi przejdzie, że
to pierdoła jakaś, ale nie tylko nie przechodzi, coraz więcej tego jest…
Poproszę o skierowanie do dermatologa…
– Gdzie ta zmieniona chorobowo skóra? – zapytał rzeczowo,
lustrując ją przez szkła swoich okularów.
– Dermatologiem też pan jest? Pan wypisze to skierowanie,
pan wie, ilu pacjentów w poczekalni czeka? Szkoda czasu.
– Ja panią uczę, jak ma pani dzieci uczyć? Gdzie to zmienione
miejsce na skórze?
– Na plecach, ale i na głowie, na łokciach. Ostatnio
zauważyłam, że mam chropowate kolana. Wiosna, ciepło, a ja w spodniach.
– Na plecach? Proszę ściągnąć bluzkę.
– Doktorze, pokażę panu łokcie i będziemy kwita, dobrze? –
Gawlak zsunął okulary na czubek nosa i przytrzymał je wypielęgnowaną dłonią.
– Ściągać bluzkę, mówię. I kolana pokazać. Co sobie myśli?
Że na stanik się gapił będę? Nie takie panny tu w gabinecie ze staników
wyskakują.
– Kolana? Czyli spodnie też mam ściągnąć? – Iwona popatrzyła
na swoje dżinsy, których wąskie nogawki wykluczały inny sposób prezentacji
kolan.
– Marnuje pani mój czas. Albo się pani rozbiera, albo proszę
wyjść i zamknąć za sobą drzwi, bo czas ucieka, a ludzi dużo. – Iwona zaczęła
rozpinać bluzkę, gratulując sobie w duchu przezorności, dzięki której nałożyła
rano piękną bieliznę. Paradowanie przed Gawlakiem w używanej bieliźnie byłoby
krępujące. Gawlak wstał zza biurka i podszedł do niej, nakładając rękawiczkę.
– Może pani mi pokazać to zmienione miejsce na głowie? Nie chcę
pani zrujnować tej kunsztownej koafiury – zakpił, przeczesując palcami jej
włosy. – Proszę się odwrócić i schylić – nakazał. – I proszę nachylania się nie
mylić z wypinaniem – dodał. Iwona poczuła, że wodzi chłodną dłonią po zmienionej
chorobą skórze.
– Proszę się odwrócić przodem – poprosił. – I usiąść. –
Przyklęknął przed nią, dotykając kolan, a potem łokci. Podumał chwilę, ściągnął
rękawiczki i umył ręce, co Iwona uznała za przesadę. Ostatecznie po co mu były
te rękawiczki? Gawlak usiadł przy biurku i sięgnął po bloczek z druczkami, żeby
wypisać skierowanie.
– Na moje oko to łuszczyca, ale jak sama pani rzekła, żaden
ze mnie dermatolog – stwierdził. – Wypiszę skierowanie do dermatologa. Czy
wcześniej miała pani tego typu zmiany?
– Rany boskie! Łuszczyca? Nie, nigdy dotąd nie miałam –
przyznała.
– Wie pani, że takie rzuty łuszczycy często mają podłoże
psychiczne? Zdarzają się po stresie. Niech pani wreszcie przestanie się
zamartwiać, bo nie warto. Łuszczyca urody nie dodaje, a i włosy mogą wypadać,
wie pani o tym?
– Nikt nie dodaje otuchy tak jak pan – starała się, by nie
wyczuł w jej głosie strachu.
– Pani chodzi o otuchę, czy o wiedzę? Bardzo prawdopodobne,
że kiedy pani wreszcie wyluzuje, te zmiany skórne znikną, ale lepiej dmuchać na
zimne.
– Mogą zniknąć? Łuszczyca jest przecież nieuleczalna?
– Niech się pani nie zamartwia na zapas. Bo jak panią
wysypie… – ostrzegł, mrugając przy tym okiem. Iwona wyszła z gabinetu z
mieszanymi uczuciami.
Komentarze
Prześlij komentarz