Końca świata nie będzie (43)
– Co wy sobie, do kurwy nędzy, wyobrażacie? – Kasia, młoda
wuefistka, krzyczała, próbując bezskutecznie zetrzeć ściekające jej po twarzy
łzy. Pracowała z nimi od trzech lat, ale nie mogła znaleźć dla siebie miejsca w
ich gronie. Dwaj inni wuefiści, mniej więcej w jej wieku, pracujący trochę dłużej, uważali ją za intruza,
a w obliczu planowanej redukcji etatów patrzyli na nią jak na kogoś, kto może im
realnie zagrozić. Starsi koledzy, zwłaszcza ci uczący „poważnych” przedmiotów, traktowali ją z góry, a dyrektor – od kilku
miesięcy coraz bardziej lekceważąco, spychając na nią coraz więcej obowiązków, którym
trudno było podołać. Gdy prócz eskaesów, sobotnich wyjazdów na zawody i
obsadzania jej w roli opiekuna wycieczek dyrektor zażądał, żeby w pojedynkę opracowała
regulaminy użytkowania sali gimnastycznej czy boiska, zaczęła walczyć. Ta jej
asertywność nie spodobała się ani dyrektorowi, ani tym bardziej wykorzystującym
ją kolegom, więc któryś z nich rozpowszechnił pogłoskę, że dostała się do
pracy, bo dyrektor zna jej ojca czy kogoś tam równie dla niej ważnego. Początkowe
docinki przybrały na sile w takim stopniu, który powinien zakończyć się
złożeniem przez nią wymówienia z pracy, ale szans na znalezienie innej posady
raczej nie miała. Na jednej z kolejnych rad dyrektor zaczął ją publicznie stawiać
do pionu i grozić naganą za niewykonanie polecenia służbowego, w czym szczególnie
sekundował mu jeden z wuefistów. Reszta grona nie reagowała, czekając ze
zniecierpliwieniem na koniec zebrania, by wreszcie po kilku godzinach męczącej
nasiadówy można było pójść do domu. Jedynie Mirka śledziła z zainteresowaniem
przebieg zdarzeń, obserwując Kasię. Magda z Lilką siedziały zaniepokojone tym,
co się działo na ich oczach. W końcu Kasia nie wytrzymała i razem z potokiem
łez wylała wszystkie swoje żale i pretensje.
– Za kogo wy się macie, co? Jeden – wskazała na kolegę,
który wspierał dyrektora – tak bardzo jest przywiązany do fotela w kantorku
przy sali gimnastycznej, że wysiedział w nim dziurę. Dzieciaki same biegają po
sali, włażą na drabinki i organizują sobie zabawę, bo szanowny kolega za
przyzwoleniem dyrektora nie musi już nic robić. Drugi idzie w jego ślady. Ile
klas powinnam zająć w czasie lekcji, gdy moi koledzy spijają kolejną kawę? A
wy, co? Nie jesteście lepsi. Sadzicie się na Bóg wie kogo, ale z jakiego
powodu? Bo pokończyliście te swoje matematyki i chemie? I uważacie się za kogoś
lepszego ode mnie? Do pięt mi nie dorastacie. Ja skończyłabym każdy z tych
waszych ważnych kierunków. Może nie studiowałabym pięć lat, ale osiem, ale
skończyłabym. A wy? Popatrzcie na siebie. Żadna z was nawet by się nie dostała
na AWF! – Kasia odsunęła swoje krzesło i wyszła, trzaskając drzwiami.
– I co? I ona tu dalej będzie pracować? – Orynkiewicz,
pomagający dyrektorowi w szkalowaniu młodszej koleżanki, nie krył satysfakcji. Nim
jednak dyrektor zdążył zabrać głos, odezwała się Lilka. W trakcie wystąpienia
Kasi wyobrażała sobie, że stoi przed nią Marta, roztrzęsiona, płacząca i
sponiewierana. Lilka wiedziała, że musi coś powiedzieć, bo inaczej rozsadzi ją
ciśnienie.
– Skoro pan pracuje, to Kasia będzie pracować tym bardziej.
– Że co? – Orynkiewicz popatrzył na nią zdumiony.
– Czego pan nie rozumie? – glos Lilki przybrał na sile. – W
ubiegłym tygodniu miał pan siedem lekcji, był pan tylko na dwóch. Potem pan
sobie wyszedł ze szkoły bez powiadomienia dyrektora. Pan dyrektor zresztą wie o
tym, bo godzinę później szukał pana w szkole. Byłam tego świadkiem.
Przedwczoraj przyszedł pan do pracy z tak potężnym kacem, że w probierzu
trzeźwości zabrakłoby skali, gdyby kazano panu dmuchać, a pan dyrektor wie o
tym, bo ostrzegał pana przed powtórzeniem takiego zachowania. Takich przykładów
mogę podać kilkanaście.
– Pani koleżanko, tylko bez takich – dyrektor próbował
zakończyć tę dyskusję.
– Czyli bez jakich? – Lilka rozkręciła się na dobre. –
Doskonale pan wie, że obaj panowie wuefiści nie prowadzą lekcji, że zmuszają Kasię,
by prowadziła zajęcia z ich klasami, podczas gdy oni w czasie lekcji urządzają w
kantorku spotkania towarzyskie z ludźmi spoza szkoły i pan to toleruje,
przyzwala pan na to. Obaj wuefiści wyśmiewają Kasię przed uczniami, a pan na to
pozwala. Jak można tak traktować nauczyciela? Czy pan wie, że takie zachowanie
podchodzi już pod kodeks prawny?
– No tylko bez takich, koleżanko, tylko bez takich! –
dyrektor spurpurowiał na twarzy.
– Ja panu oświadczam, że jeżeli zechce pan zwolnić Kasię, to
ja nie tylko napiszę jej pozew sądowy, a umiem to robić, to jeszcze pojadę z nią
do tego sądu jako świadek. To jest skandal, żeby poniewierał pan dziewczyną,
tylko dlatego, że dwóch nierobów boi się o swoje etaty. Skandalem jest też to,
że kilkadziesiąt dorosłych osób, nauczycieli, obserwuje takie zachowanie i nie
reaguje. Nie na tym polega praca nauczyciela. Czego może nauczyć ktoś, kto nie
zauważa mobbingu albo sam go stosuje? – dyrektor na słowo mobbing spurpurowiał
jeszcze bardziej, a reszta grona zaczęła się przekrzykiwać we wzajemnych
pretensjach. Tylko Mirka siedziała spokojna i spoglądała z uśmiechem na Lilkę.
– Jestem z ciebie dumna – Magda odprowadziła Lilkę do domu. –
a swoją drogą, mała ma rację. Mnie by za próg tego AWF-u nawet nie wpuścili.
Pamiętam siebie w szkole. Wuefista kazał nam się dzielić na drużyny do gry w
siatkę, mnie nikt nie chciał, bo się bałam piłki i nie umiałam serwować. Jak już
stałam jak ta sierota, on patrzył, w której grupie byli ci, którzy mu się najbardziej
narazili i dodawał im mnie za karę. Wstyd i sromota, ja ci powiem, ale
najprawdziwsza prawda. Na AWF-ie nie miałabym szans.
44.
Komentarze
Prześlij komentarz