Końca świata nie będzie (40)
– Musimy do niej iść – przekonywała z uporem Magda. – Ona
jest w nieciekawym stanie, wiem od jej sąsiadki. Jej kompletnie odbiło, nie
chodzi do pracy, prawdopodobnie się nie myje, bo gdy ta sąsiadka do niej
zadzwoniła, Iwona otworzyła na chwilę drzwi i wyglądała koszmarnie. Brudna
piżama, przetłuszczone włosy i śmierdziała alkoholem.
– No czy ty nie przesadzasz? – Lilka poddała te rewelacje w
wątpliwość. – Iwona śmierdząca alkoholem? Niemyta? Niepracująca? Pewnie jest
chora, może ma grypę, teraz wiosna, sezon grypowy przecież.
– Mówię ci, że z nią jest źle – upierała się Magda. – Ta
kobieta zaczepiła mnie na ulicy, nawet nie wiem, jak się nazywa. Podeszła i
spytała czy może porozmawiać. Myślisz, że wymyśliłaby coś takiego? Iwa nie
chodzi do pracy od dwóch tygodni, najpierw miała tydzień zwolnienia, teraz
wzięła tydzień bezpłatnego, ponoć miała gdzieś pilnie wyjechać, ale nie
wyjechała. Siedzi zamknięta w domu.
– Może trzeba zadzwonić? – Lilka zaczęła się zastanawiać.
– Myślisz, że nie próbowałam? Ode mnie nie odbiera. Zadzwoń
ty, może z tobą zechce rozmawiać.
– Z tobą nie chce, to i ze mną nie będzie chciała.
– Niekoniecznie – Magda zawiesiła głos. – Pokłóciłam się z
nią, gdy byłam u niej ostatnim razem. Może powiedziałam jej za dużo? Nie wiem,
wtedy czułam, że tak muszę. I coś mi się wydaje, że chyba po tej rozmowie
musiało się coś stać z tym jej Adamem. Bo czemu ona tak się teraz zachowuje?
– Ale o co się pokłóciłyście? I czemu mi nic nie
powiedziałaś?
– Cholera, chciałam pokazać, jaka to ze mnie dyplomatka.
Chciałam najpierw sama z nią pogadać, bez ciebie, żeby nie pomyślała, że robimy
jakiś nalot czy co. Dowiedziałam się, że Iwa szuka kupca na mieszkanie i
poszłam do niej.
– Co takiego? Co ty wymyślasz? Iwona chce sprzedać
mieszkanie?
– Nie przerywaj, tylko słuchaj. Dowiedziałam się, że
wariatka szuka kupca na mieszkanie, a Kacper wyprowadził się od niej i wynajął
kawalerkę. Poszłam do niej, a ta mi zasunęła rewelację: mieszkanie sprzedaje,
wyjeżdża do tego Jastrzębia czy gdzieś tam, do Adama jedzie, bo miłość po grób,
nigdy wcześniej nie była taka szczęśliwa.
– Do tego z Internetu? – upewniła się Lilka.
– Właśnie, do tego. Pytam ją czy pomoże Kacprowi kupić
kawalerkę, a ta w krzyk, że Kacper dorosły, ona odcina pępowinę i niech syn
radzi sobie sam. Zresztą nie starczy jej, bo musi najpierw sama mieszkanie
kupić, bo Adam musi poczekać aż sprzedadzą z byłą żoną mieszkanie i wtedy odda
jej połowę. A jak jej odda, to być może Kacprowi pomogą. „Pomogą”, rozumiesz?
Nie ona, matka, oni – Adam i ona.
– O kurde, zwariowała. Zwariowała baba, nie ma co.
– Dokładnie. Wkurwiłam się, bo wyobraziłam sobie, co czuje
Kacper, jakbym swojego syna widziała. I powiedziałam jej, co o tym wszystkim
myślę. Wściekła się, nawrzeszczała i wyrzuciła mnie z domu. Wykrzyczała mi, że
nie chce mnie znać.
– A praca? Znalazła tam pracę? – Lilka nie mogła uwierzyć w
to, co słyszała.
– A gdzie tam! Adam miał jej pracy szukać. Ponoć ma tam
znajomości. To co, idziemy? – Magda zaczęła się niecierpliwić. Lilka wybrała
numer telefonu Iwony, ale ta miała wyłączoną komórkę. Narzuciła na siebie
kurtkę i wsunęła stopy w półbuty. Szły wolno, zdając sobie sprawę z tego, że
czeka je raczej nieprzyjemne spotkanie z cierpiącą przyjaciółką, która
najprawdopodobniej przeżywała rozstanie. Dowlokły się wreszcie pod blok Iwony i
postały przez chwilę przed jej drzwiami, nim Lilka zdecydowała się zadzwonić. Były
pewne, że postoją przez moment przed drzwiami i odejdą z kwitkiem, ale po kilku
dzwonkach usłyszały odgłos otwieranego zamka. Drzwi uchyliły się lekko, ale
nikt w nich nie stanął.
– No włazicie czy nie? – usłyszały głos Iwony. – Nie pokażę
się w takim stanie ludziom – przekroczyły próg mieszkania, za którym stała
Iwona wyglądająca jak obraz nędzy i rozpaczy.
– Miałaś rację – powiedziała do Magdy. – Gdy wyraziłam swoje
wątpliwości co do zasadności wyłożenia całej sumy za mieszkanie, rozłączył się.
Najpierw nakrzyczał, że jestem głupia. I co ? Zadowolona jesteś? Nie powiesz „a
nie mówiłam?” – Iwona zaśmiała się, kładąc się na kanapie.
– Daj spokój, przepraszam, naprawdę – głos Magdy drżał. –
Niepotrzebnie się wtrąciłam.
– Pierdolić to. Dwa tygodnie picia i wycia wykończyły mnie.
Gdybym się nie wstydziła, już dawno bym się do was dobijała, ale było mi wstyd.
Drugi raz związałam się ze skurwysynem. A wiecie, co jest najgorsze?
– Że pierwsza go nie rzuciłaś? – zaryzykowała Lilka.
– Ot, głupia. Wypiłam wszystko i teraz nie mam czym wznieść
toastu na nowy początek. Gdzieś tak trzy dni temu zaczęłam się otrząsać. Nawet
kąpiel wzięłam.
– Ale cały czas wyglądasz jak po ciężkiej grypie – zauważyła
Magda.
– Bo się nie umalowałam. Myślę, że makijaż zacznę robić za
jakieś dwa dni.
– Wyglądasz mizernie. I schudłaś, jakieś pięć kilo? –
zauważyła Lilka.
– Osiem. Czyli nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
– Kurczę, a może się umalujesz i wybierzemy się do kina? No
co tak będziesz całe dwa dni na makijaż czekać? Teraz Lilki kolej na
prowadzenie auta.
– Nie gniewajcie się, ale jeszcze nie dziś. Dziś zamierzam
tutaj wywietrzyć i posprzątać. I nie chcę waszej pomocy – zastrzegła,
uprzedzając propozycję Magdy. – Sama nabałaganiłam i sama posprzątam.
Komentarze
Prześlij komentarz