Końca świata nie będzie (38)
Siedziała sama w swoim mieszkaniu. Od kilku dni nie
odsłaniała okien, nie przebierała się, snuła się w piżamie stałą trasą: łóżko,
lodówka, barek, łóżko. Wczoraj wyjęła z barku ostatnią butelkę wina i właśnie
się zorientowała, że jeszcze jeden kieliszek i trunek się skończy, a bez niego
będzie jej jeszcze gorzej. Nie miała ochoty przebierać się i malować, by pójść
do sklepu, zwłaszcza że opuchniętej od płaczu twarzy nie pomógłby żaden makijaż,
nie chciała też, by ktokolwiek widział ją w takim stanie. Na szczęście po
ostatniej rozmowie z Adamem poszła do lekarza i dostała parę dni zwolnienia, bo
po prostu nie była w stanie pracować. Przypomniała sobie spotkanie z Magdą i
jej zdziwienie, że można tak postawić wszystko na jedną szalę – zrezygnować z
pracy, sprzedać mieszkanie, kazać synowi się wyprowadzić i jechać na drugi koniec
Polski, żeby rozpocząć nowe życie z człowiekiem, którego tak naprawdę się nie
zna, z człowiekiem, o którym wie się tyle, ile sam raczył o sobie powiedzieć. Była
wściekła na Magdę. Jakim prawem się wtrącała? Nabiła jej głowę obawą, strachem
i zwątpieniem, a przede wszystkim, wyrzutami sumienia. Raptem zaczęła się
zastanawiać czy to jest w porządku, by wygoniła swojego jedynego syna z domu
tylko po to, by kupić mieszkanie obcemu facetowi. Zadzwoniła do Adama, chciała,
by ją pocieszył, wsparł, utrzymał w pewności, że dobrze robi, bo ma prawo do
szczęścia i do własnego życia, a jej syn jest już dorosły i musi zadbać o
siebie. Chciała usłyszeć, że wszystko się ułoży, poukładają swoje sprawy, pozna
nowych przyjaciół, dostanie pracę, a Kacper będzie mile widziany w ich
mieszkaniu, ale Adam stwierdził tylko, że sama powinna wiedzieć, co ma robić. Jego
oschły ton najpierw ją zaskoczył, potem podziałał jak kubeł zimnej wody, na
końcu zdenerwował.
– Toż wiem – udała beztroskę – to ile chcą za to mieszkanie,
które znalazłeś?
– Tylko sto trzydzieści tysięcy, jest fantastyczne –
usłyszała podekscytowany głos Adama, który pewnie pomyślał, że ich plany są
aktualne. – Będziesz zachwycona, siedemdziesiąt metrów kwadratowych, po
remoncie, z pięknym widokiem na park. To absolutna okazja, oni wyjeżdżają do
Niemiec, więc im się spieszy, zwłaszcza, że on, ten mąż, już tam mieszka, a ona
boi się pewnie, że jest bez niej za długo sam. Rozumiesz, spieszy się kobiecie,
żeby jej go nikt nie sprzątnął sprzed nosa – roześmiał się.
– Dobrze, Adasiu, ja też już mam kupca na mieszkanie. Przyjadę
w przyszłym tygodniu, zapłacę swoją połowę i będziemy mogli się wprowadzać. –
Adam zamilkł.
– Halo, Adam, jesteś tam?
– Iwa, dlaczego zmieniasz naszą umowę?
– O czym ty mówisz?
– Doskonale wiesz, że ja swoją połowę będę mógł zapłacić,
gdy sprzedamy z Olą nasze mieszkanie, na razie to się nie udaje.
– No dobrze, rozumiem, ale przecież możesz wziąć kredyt na
tę swoją połowę, spłacisz go, gdy sprzedacie to swoje mieszkanie.
– Przecież ci powiedziałem, że teraz nie mogę wziąć kredytu!
– krzyknął. – Zaczynasz komplikować sprawę. O co chodzi? O tego twojego
synusia? Czas najwyższy odciąć pępowinę, on musi w końcu zacząć żyć na własny
rachunek.
– Odczep się od mojego syna, on żyje na swój rachunek. Ja
nie czepiam się twojej rodziny, więc ty szanuj mojego syna.
– Więc o chodzi? – głos Adama złagodniał. – Co się stało? Przecież
wszystko ustaliliśmy, Iwa. Raptem zmieniasz całą koncepcję. Tak się nie robi.
– Chodzi mi tylko o to, że skoro mój syn żyje na swój
rachunek, to nie ma żadnych powodów, byś ty żył na mój – wypaliła. – I żebyś
wiedział: ja chcę z tobą być, ale sama nie kupię nam mieszkania. Mieszkanie to
wszystko, do czego się w swoim życiu dorobiłam. Jest jeszcze coś, mój syn nigdy
niczego ode mnie nie żądał, ale połowa tego mieszkania należy do niego. Nie do ciebie.
Myślę, że musimy raz jeszcze wszystko przeanalizować… – usłyszała w słuchawce
sygnał, który świadczył o tym, że jej rozmówca się rozłączył. Wybrała numer
ponownie, ale nikt nie odebrał. Siedziała potem w fotelu jak ogłuszona,
przypominając sobie każde słowo z ich rozmowy. Nie spała całą noc, raz po raz
dzwoniła na numer Adama, ale wyłączył telefon. Nie spała całą noc, płacząc i wyrzucając
sobie niespotykaną głupotę. Rano czuła się jak po zderzeniu z czołgiem, obolała
i chora. Powlokła się do lekarza, nie musiała ani kłamać, ani nawet za długo
prosić. Popatrzył na nią, pokiwał głową i wypisał siedem dni zwolnienia. W
drodze powrotnej do domu wstąpiła do monopolowego. Postanowiła, że w życiu już
nie odezwie się ani do Magdy, ani do Lilki.
Komentarze
Prześlij komentarz