Końca świata nie będzie (37)



– Niuniuś – Lilka nie lubiła, gdy Michał tak do niej mówił, nawet przez telefon – walentynki to anglosaski zwyczaj niemający nic wspólnego z polską tradycją! – W takie duperele to dzieci mogą się bawić, ale nie my, poważni ludzie. Zresztą, gdybym nawet lubił walentynki i wzajemne obrzucanie się czerwonymi serduszkami, to i tak nie mógłbym przyjechać. Mam wyjazd służbowy.
– Wyjazd służbowy? Przecież to będzie sobota.
– Niuniuś, tyle razy ci tłumaczyłem, że niektórych klientów mogę zastać tylko w soboty. Nie pamiętasz?
– Pamiętam, pamiętam. Daleko jedziesz? – zapytała niewinnie, szykując się na podstęp. Od jakiegoś czasu jej znajomość z Michałem obrała zły kierunek. Michał przyjeżdżał coraz rzadziej, był z nią coraz krócej i Lilka nie mogła się pozbyć wrażenia, ze Michałowi chodzi tylko i wyłącznie o seks, a skoro przyjeżdżał coraz rzadziej, to mogło oznaczać tylko jedno: facet z takim temperamentem musiał sobie znaleźć inną kobietę.
– Daleko, kochanie, aż do Międzyzdrojów – w głosie Michała zabrzmiał smutek, o którym Lilka pomyślała złośliwie, że jest najzwyczajniej w świecie udawany.
– Zajmie mi to cały dzień, ale wpadnę do ciebie we wtorek. Kupiłem bardzo dobre wino, wypijemy, będzie miło.
– Mogę jechać z tobą – zaatakowała znienacka, uśmiechając się w duchu i z ciekawością czekając, na jaki pomysł wpadnie Michał, by zniechęcić ją do wyjazdu.
– Co? Nie, kochanie, to niemożliwe – Lilka wyczuła w jego głosie panikę. – Ja jadę do pracy, będziesz się nudziła. Spotkamy się we wtorek.
– Daj spokój Michał, nie panikuj. Ty będziesz załatwiał te swoje interesy, ja pochodzę po plaży.
– W lutym? Po plaży? – Michał zaczynał się denerwować. – Daj spokój, przestań wariować. Przyjadę we wtorek.
– Nie, Michał, jutro jadę z tobą. Nie martw się o mnie, po plaży można chodzić o każdej porze roku.
– Nigdzie nie jedziesz! – krzyknął. – Nie ty będziesz decydować, zaczynasz niepotrzebnie komplikować nasze sprawy.
– E tam, daj spokój. Niczego nie komplikuję i nie zamierzam komplikować. Chcę znać prawdę.
– O co ci znowu chodzi? Jaką prawdę? Do cholery, wyłączam się, jesteś dzisiaj jakaś zwariowana, z tobą się nie da dzisiaj rozmawiać. Uspokój się, będę we wtorek, porozmawiamy…
– Nie radzę! – Lilka ściszyła głos. – I pamiętaj, że mieszkasz ode mnie tylko trzydzieści kilometrów, więc znaleźć ciebie będzie raczej łatwo, zwłaszcza komuś, kto tak jak ja, ma wprawę w ściąganiu informacji z wyszukiwarek.
– Co? Co? Co ty gadasz? Zwariowałaś?
– Nie, nie zwariowałam, ale ty za mądry nie jesteś. I lepiej słuchaj, co do ciebie mówię. Jesteś u mnie zawsze w tygodniu, w soboty, niedziele, święta, andrzejki, sylwestra ciebie nie ma, nie obierasz telefonów, jakbyś się pod ziemię zapadł. Gdybym była głupsza, mogłabym ewentualnie uwierzyć, że rodzina, stara i chora matka, zramolała ciotka, kulawy sąsiad, namolni klienci, dorastające dzieci, wolontariat i inne sraty pierdaty przeszkadzają ci w spotkaniach, ale aż tak głupia nawet ja nie jestem. Poza tym jest jeszcze coś… Pamiętasz? Kiedyś byłeś u mnie i raptem dowiedziałeś się, że za chwilę przyjedzie moja Marta. Zerwałeś się jak oparzony. Pamiętasz, co mi powiedziałeś? „Ja nie chcę poznawać twojej rodziny”. To mnie zastanowiło, przecież ja nie chciałam, żebyś poznawał moją rodzinę. Nie miałam zamiaru wciągać cię w mój krąg rodzinny, ale ta twoja nagła rejeterada otworzyła mi oczy. Ty jesteś żonaty! Tylko nie zaprzeczaj! – zablefowała, modląc się w duchu, by zaprzeczył, wyśmiał ją i uspokoił.
– Idiotka! – padło przez słuchawkę razem z salwą ordynarnego rechotu. – Tak długo ci zeszło, by dojść do oczywistych wniosków? Całkowicie głupia jesteś, wiesz? Jak ktoś taki jak ty mógł w ogóle pomyśleć, że taki facet jak ja na ciebie poleci? W tobie nie ma nic ładnego, nic pociągającego. Jesteś szarym beznadziejnym wypłoszem. Typowa belferka, beznadziejna stara panna. Ciesz się, że tyle miesięcy z tobą byłem, bo teraz znów będziesz sama. Nikt cię nie zechce.
– Żona ładniejsza? – Lilka starała się trzymać gardę i okazać lekceważenie, choć w gardle tworzyła się jej wielka gula i coraz trudniej jej się oddychało.
– Moja żona? Ty ścierko! Wara ci od mojej żony! Ona jest piękna, ma klasę, styl, a nie tak jak ty…
– I uciekasz od tej urody i stylu w zdrady? – zakpiła.
– Kurwa! Bo łóżku jesteś dobra, rozumiesz? Tylko to. Nic więcej, zapamiętaj to sobie.
– Dzięki, że mi to mówisz, będę miała temat do rozmów z twoją piękną, stylową żoną – Lilka odłożyła słuchawkę, która już po sekundzie rozbrzmiała hałaśliwym dzwonkiem. Podeszła do barku i nalała sobie duży kieliszek wina. Ręka jej się trzęsła. Nie mogła znieść myśli, ze wcześniej nie domyśliła się prawdy, a właściwie, że nie chciała się jej domyślić. Najgorsze w tym wszystkim było to, że stanęła w jednym rzędzie z Grażyną. Ona też miała romans z żonatym. Wyłączyła telefon, na który nieustannie przychodziły SMS-y.

Komentarze

Popularne posty