Końca świata nie będzie (31)
Została w pracy po godzinach, czekała ją ta cholerna
inwentaryzacja. Przez cały dzień zżymała się na myśl, że będzie musiała
siedzieć przez kilka godzin w towarzystwie pana Mariusza, właściciela sklepu z luksusową
galanterią skórzaną, który stwierdził, że jej w tej inwenturze pomoże, chociaż
wolałaby zrobić ją sama. Nie lubiła pana Mariusza, który z uporem maniaka
zmuszał ją, by mówiła do niego per ty, a ona z takim samym uporem, nawet w myślach,
trzymała się tego „pana” jak tonący brzytwy. Pan Mariusz do najurodziwszych nie
należał. Miał pięćdziesiąt osiem lat, krzywe nogi, uporczywie postępującą łysinę
i bielmo na lewym oku, które uwydatniały silne szkła korekcyjne. Jedynie zęby
pana Mariusza były piękne – duże, śnieżnobiałe i lśniące, jak z reklamy pasty
do zębów. I trzeba było mu przyznać, miał głowę na karku, urodził się do
biznesu i do zarabiania pieniędzy. Jego żona nie pracowała, jeździła pięknym
autem z kierowcą, bo nie udało jej się zdać egzaminu i dostać prawa jazdy. Nosiła
się z manierą wielkiej damy, traktując pracownice swojego męża z wyższością i widząc
w nich potencjalne kandydatki do wysadzenia jej z pięknej willi. Nieustannie
kontrolowała więc męża w najmniej oczekiwanych momentach, co i tak nie
przeszkodziło panu Mariuszowi w nawiązywaniu przelotnych romansów. Kobietom nie
przeszkadzały ani jego krzywe nogi, ani łysina, ani bielmo na oku, miał gest,
był hojny, a to się liczyło najbardziej. Marta liczyła właśnie skórzane damskie
rękawiczki, delikatne, eleganckie, pachnące wytwornością i diabelnie drogie. Myślała
o Oliwierze, który od kilku tygodni oddalił się od niej i stał się jak ktoś
zupełnie obcy. Kilka razy pozwolił też sobie na niewybredne żarty pod jej
adresem w towarzystwie wspólnych znajomych, a to co zrobił ostatnio, gdy
obchodził urodziny, przeszło jej najśmielsze wyobrażenie o podłym zachowaniu. Oliwier
zaczął głośno komentować urodę bawiących się w klubie dziewczyn i rozdawał im numer
swojego telefonu. Gdy poczuła rękę na swoim pośladku, początkowo pomyślała, że
jej się to wydaje. Jednak już po sekundzie zdała sobie sprawę z tego, że ktoś
naprawdę obmacuje jej miejsca intymne. Pan Mariusz stał za nią, mocno obejmował
w pasie, a jego ręka zabłądziła pod jej bluzkę i pięła się w kierunku piersi. Marta
próbowała odskoczyć w bok, ale pan Mariusz okazał się być silnym mężczyzną. Obrócił
ją przodem do siebie i zaczął całować, wpychając język w jej usta. Jedną dłonią
ściskał boleśnie pierś dziewczyny, kolano wciskał między jej nogi. Marta próbowała
krzyczeć, ale język Mariusza skutecznie jej to uniemożliwiał. Zaczęła drapać
jego twarz, musiało go zaboleć, bo oderwał jej dłonie od swoich policzków.
– Zwariowałaś? – wysapał. – Jak wrócę do domu?
– Ratunku! – krzyknęła, rzucając się do rolety zasłaniającej
wejście do sklepu znajdującego się w galerii handlowej i kopiąc w nią z całych
sił.
– Dewastujesz mi sklep! Zapłacisz mi za to!
– Jest tam kto? – ktoś stał za roletą, próbując zajrzeć do
środka.
– Proszę odejść! – krzyknął pan Mariusz kategorycznym tonem.
– Tu się pracuje.
– Nie! Proszę mnie wypuścić! Wypuść mnie, słyszysz?
– Proszę podnieść roletę, bo wezwę policję! – mężczyzna
stojący za roletą nie ustępował. Marta nadal kopała w roletę. Pan Mariusz
przekręcił klucz u jej podstawy i zaczął ją podnosić.
– Jakim prawem pan nam przeszkadza w pracy? – próbował przyjąć
władczą postawę na widok wiekowego ochroniarza. Marta wyskoczyła na zewnątrz,
trzęsąc się i ocierając łzy.
– Poczekaj – ochroniarz przytrzymał ją za rękę. – Pan
zapomniał oddać ci twoje rzeczy, prawda? – spojrzał znacząco na pana Mariusza.
– Nie pan mnie będzie pouczał – nie ustępował nadal pewny
siebie pan Mariusz. – A ty już tutaj nie pracujesz – krzyknął, grożąc Marcie
palcem.
– To może pana żona odda panience jej rzeczy? – zastanawiał
się głośno ochroniarz. – Gdzie to ja zapisałem jej telefon, gdy mi go podawała
ostatnim razem? Pan Mariusz bez słowa poszedł na zaplecze i po chwili przyniósł
płaszcz i torebkę Marty.
– To mówi pan, że panienka dzisiaj straciła pracę? To
wypłata jej się należy.
– Nie chcę! – krzyknęła Marta.
– Chcesz! Ten skurwysyn robi takie rzeczy od lat. Wydaje mu się,
że jest bezkarny, ale nie tym razem. Jeśli nie weźmiesz wypłaty, zgłoszę na policji
próbę gwałtu. On posiedzi, jego żona nareszcie się od niego uwolni, zabierając
to, na co tyle lat pracował, a ty poznasz salę rozpraw od środka. Nie można tak
sobie odpuszczać. – Pan Mariusz drążącą ręką wyciągnął z portfela plik
banknotów, z którego próbował odliczyć wypłatę Marty, na co nie pozwolił
ochroniarz.
– Nie bądźmy drobiazgowi. Panience należy się premia. Ostatecznie
te wszystkie sklepy, wille i samochody są więcej warte. Prawda? – pomógł Marcie
nałożyć płaszcz, zawiązał jej szalik i nałożył czapkę. Marta wracała do
mieszkania z jedną myślą. Marzyła, żeby jak najszybciej wejść do wanny i zmyć z
siebie ślady Mariuszowych rąk. Chusteczką higieniczną wycierała język, myśląc,
że musiała zrobić coś nie tak, skoro pan Mariusz wybrał właśnie ją. Na pewno
zrobiła coś nie tak, pewnie go jakoś sprowokowała, zachęciła, sama nie
wiedziała co jeszcze, ale na pewno zrobiła coś źle. Przecież inaczej nie
zwróciłby na nią uwagi.
Komentarze
Prześlij komentarz