Końca świata nie będzie (22)
– Pani Mirko! – drzwi pokoju nauczycielskiego otworzyły się
z impetem i dyrektor wpadł do środka niczym pocisk wystrzelony z katapulty. Wpisująca
właśnie do dziennika oceny Mirka zastygła w piórem w ręku, spoglądając z
ciekawością na dyrektora, który zawisł nad nią niczym wielki, dyszący, oblany
czerwienią indor.
– Pan do mnie? – spytała uprzejmie, zdając sobie sprawę z
zaległej w tej chwili ciszy. Koleżanki i koledzy zamilkli, skupiając całą uwagę
na postaci dyszącego dyrektora.
– Do pani, do pani! – zakrzyczał szef, wytrząsając palcem
tuż przed twarzą Mirki. Zreflektował się jednak szybko, że to wymachiwanie może
się dla niego źle skończyć. Pamiętał przecież deklarację Mirki, która nie tak
dawno zagroziła mu złamaniem palca, kiedy to za bardzo się do niej zbliżył.
Miał swoje, niezbyt pochlebne zdanie na temat niepokornej matematyczki, uważał
że Mirka to wariatka, a po każdym wariacie, również i po niej wszystkiego się
mógł spodziewać, więc szybko cofnął rękę na bezpieczną odległość.
– Miała pani lekcję w trzeciej „c”?
– W trzeciej „c”?
– Tak właśnie, w trzeciej „c”! O gimnazjum mówię! Miała pani
czy nie?
– Oczywiście, miałam – Mirka rozsiadła się wygodnie,
zakładając ręce na piersi, jakby szykowała się do starcia.
– Dudziński był? – zagrzmiał dyrektor.
– Dudziński? Był.
– Na pewno? Całą lekcję był?
– Raczej tak… – Mirka zawahała się. – Chociaż, pod koniec
lekcji wyszedł na parę minut do toalety.
– A jednak! – ucieszył się dyrektor. – Więc jednak! Nie było
Dudzińskiego na lekcji, pani go wypuściła z klasy. Jakim prawem wypuściła pani
Dudzińskiego z klasy?
– Prawem fizjologii – odparła ze spokojem Mirka. – A jak pan
dyrektor pewnie wie, z fizjologią nie ma dyskusji. I gdy fizjologia dochodzi do
głosu, to lepiej ucznia do toalety wypuścić.
– Pani nie zmienia tematu, pani Mirko! Pani nie zmienia
tematu! Pani Magda? Pani Magda? Jest? – dyrektor zaczął się rozglądać wokół w
poszukiwaniu Magdy. Gdy ją zlokalizował, wlepił w nią wzrok bazyliszka. Magda
przełknęła ślinę, nie wiedząc, czego dyrektor od niej oczekuje.
– Wojtaszyk był?
– Gdzie? – spytała zbita z tropu Magda.
– W świetlicy, co się pani głupio pyta? Nie mieli chemii, ci
z klasy Wojtaszka, mieli być w świetlicy. Był tam czy nie?
– Przez większość lekcji był – odparła cichutko Magda, która
już zdążyła powiązać fakty i pociemniało jej w oczach, gdy zaczęła przwidywać
nadciągające kłopoty.
– Przez większość? Co też pani powie? – ucieszył się
dyrektor. – A gdzie był przez mniejszą część?
– Do toalety wyszedł – odpowiedziała cichutko Magda.
– Aha! Więc jednak! Dudziński i Wojtaszyk wychodzą razem, o
tej samej godzinie, a panie na to przyzwalają? To tak? To tak ma to wyglądać?
Hę?
– Ale pan dyrektor wie, że mój gabinet znajduje się w innym
segmencie niż świetlica i trudno jest posądzić mnie, czy też Magdę, o spisek,
zmowę tudzież inne konszachty w wypuszczaniu uczniów o tej samej godzinie do
toalety? – zapytała Mirka.
– Pani zaprzestanie tej filozofii! – dyrektor zdenerwował
się na dobre. – Pani lepiej zobaczy, do czego pani z tą drugą – machnął głową w
stronę Magdy – doprowadziła. Pani sobie nie myśli, że ja to płazem puszczę.
Obie mi za to odpowiecie. Obie! Tam,
sobie zobaczcie, o! – podszedł do okna, rozsunął zasłony i wskazał palcem na
boisko. Znajdujące się w pokoju towarzystwo rzuciło się do okna, patrząc w
stronę wskazywaną przez szefa. Po lewej stronie boiska stało nowe auto
dyrektora, jego oczko w głowie. Wypucowany i lśniący opel Astra nieźle się
prezentował i trzeba było się dobrze przypatrzeć, by zauważyć powód
zdenerwowania dyrektora. Auto stało między dwoma wbetonowanymi w plac apelowy
słupkami, które uniemożliwiały jakikolwiek manewr.
– I co pani na to? I co?
– No, przyznam szczerze, nie mam pomysłu na zgrabną
odpowiedź – przyznała Mirka. Ktoś za nią zachichotał wesoło.
– To wcale nie jest śmieszne! – zagrzmiał dyrektor.
– Kurde balans, ale jak oni przenieśli to auto? – zastanowił
się wuefista.
– No? Właśnie, jak? – przytaknął mu dyrektor. – Ponoć
Dudziński razem z Wojtaszkiem namówili jeszcze kogoś. Sprzątaczka widziała, jak
w pięciu wstawiali. Mówi, że tamci starsi chyba byli, silniejsi. Monitoring tam
nie sięga, Dudziński i Wojtaszyk całą winę na siebie wzięli, w zaparte idą…I
co? Pomysł na wyciągnięcie mojego auta z tej matni ktoś z państwa ma?
– No dyrektorze, przecież damy radę. Pan, ja, skrzyknę paru
chłopaków jeszcze i jakoś wytarabanimy – zaproponował wuefista.
– Ja nie mogę dźwigać – zastrzegł dyrektor. – Kręgosłup
chory, dysk wypada. I co? Da pan sam radę?
– No sam to nie dam, co pan? – wuefista zaczął się
wycofywać.
– No to co? Słupków się wykopać nie da, zabetonowane na
amen, że tak powiem. Przecież nie będzie mi tam auto stało i stało. Jakiś inny
pomysł?
– Panie dyrektorze, proszę zadzwonić po rodziców
Dudzińskiego i Wojtaszka. Ich ojcowie coś poradzą. A coś mi się wydaje, że po
tej akcji ani Dudziński, ani Wojtaszyk więcej na głupie pomysły nie wpadną. Ich
ojcowie wyglądają na takich, co to dobrzy tylko do czasu… – podpowiedziała Mirka.
– O, widzi pani, dobrze pani myśli – dyrektor wybiegł na
korytarz, podążając do swojego gabinetu. Dopiero po jego wyjściu rozległ się tu
i ówdzie przytłumiony chichot.
Komentarze
Prześlij komentarz