Końca świata nie będzie (19)
– Czy to prawda, że Marta wyprowadziła się od ciebie i zamieszkała
z chłopakiem? – głos Marka, nieznoszący sprzeciwu, był stanowczy i władczy. Lilka najpierw się
zdziwiła, że dawny szwagier zna jej numer telefonu, potem przestraszyła, w
końcu strach zamienił się w ciekawość. Czegóż to zacny Mareczek może chcieć? Po
tylu latach? Na szczęście nic już nie może zrobić Marcie, nie może jej zabrać,
żeby umieścić w internacie i odseparować od ciotki. Więc co miał znaczyć ten
telefon?
– Tak, to prawda.
– Dlaczego ja nic o tym nie wiem? – Marek podniósł głos
wyćwiczony w czasie wystąpień w sądzie, co nie zrobiło na Lilce żadnego wrażenia.
– Skoro nie wiesz, to o co mnie pytasz? Chyba jednak wiesz?
– Nie przeinaczaj mojego pytania! Pytam, dlaczego nie
powiadomiłaś mnie, że Marta wyjechała z miasta i zamieszkała z jakimś
chłopakiem? Jestem jej ojcem i to ja powinienem podejmować takie ważne decyzję,
a nie jakaś smarkula nieznająca życia! – rozkrzyczał się na dobre. – Najpierw
bez mojej zgody, a za twoim przyzwoleniem rzuca studia, a teraz jeszcze wiąże
się z jakimś Oscypkiem! Ja nie wyrażam na to zgody. Słyszysz? Nie wyrażam! Ja
jestem ojcem. Ja… Lilka? Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Zadałem ci pytania i
oczekuję odpowiedzi. I to logicznej! Słucham!
– Logiczna odpowiedź numer jeden: nie mogę odpowiadać, gdy
ty krzyczysz i nie dopuszczasz mnie do głosu.
– Bezczelna jesteś! – wrzasnął, a Lilka odłożyła słuchawkę. Jeśli
Marek chce z nią rozmawiać, musi respektować jej warunki, nie pozwoli mu na to,
by traktował ją jak niesforną uczennicę. Dzwonek telefonu zawibrował w jej
uszach. Odliczyła do pięciu i podniosła słuchawkę.
– Słuchaj, bo drugiej szansy ci nie dam – ostrzegła, nim zdążył
cokolwiek powiedzieć i… zadziałało. Marek stał gdzieś tam, po drugiej stronie
diabli wiedzą czego, zgrzytał pewnie zębami z wściekłości, ale nie przerywał.
– Marta niedługo będzie obchodzić dwudziestedrugie urodziny.
Jest dorosłą kobietą, nie można jej niczego zabronić. Nie jestem zadowolona z
tego, że się wyprowadziła, ale nic na to nie mogłam poradzić. Co do studiów,
Marta przestała się uczyć, rzuciła studia wbrew mojej woli. Przyznam, że być
może było w tym trochę mojej winy. Gdybym więcej zarabiała, mogłabym jej dać
więcej pieniędzy. Renta po Eli jest śmiesznie niska, a ja dzieliłam się z nią
moją nauczycielską wypłatą, o wiele niższą od kieszonkowego Grażyny, ale to
wszystko było za mało. Niestety Marta nie ma ojca. I tak to wyszło – Lilka
mówiła swobodnie, prawie życzliwie, tłumacząc Markowi decyzję Marty, jakby był
małym chłopcem.
– Jak to nie ma ojca? Jak śmiesz? – Marek zaryczał do
słuchawki jak ranny łoś.
– A gdzie jest jej ojciec? Oj, przepraszam? Ty uważasz się za
ojca Marty? Możesz mi powiedzieć, jak to się stało, że to ja wychowałam twoją
córkę?
– Przecież sama chciałaś! Poszedłem ci na rękę, wiedziałem,
co przeżywałaś po śmierci Elżbiety, mała cię znała, była przywiązana, logicznym
rozwiązaniem było pozostawienie jej w znanym sobie środowisku, ale teraz widzę,
że popełniłem błąd!
– Błąd? Czy wtedy, gdy szantażem wymusiłeś, bym nie podawała
cię o alimenty też popełniłeś błąd? – zasyczała Lilka w słuchawkę. – Pamiętasz
to?
– Nie zmieniaj tematu! Renta po Elżbiecie powinna ci była
starczyć na jej utrzymanie.
– Czy wtedy, gdy zarzuciłeś Eli, że Marta nie jest twoją
córką, popełniłeś błąd? – słuchawka zamilkła.
– Ogłuchłeś?
– Wymyślasz bzdury, nigdy niczego takiego nie zarzucałem. Zresztą,
każdy kto spojrzy na Martę, widzi od razu, że to moja córka. – Lilka zaśmiała
się głośno, rozumiejąc przypływ ojcowskich uczuć Marka.
– Czyżby szanowna babcia straciła zainteresowanie światowym życiem
i zamarzyła, by pobyć babcią? Drogi Marku, powiedz szanownej mamusi, że jej
czas minął i obawiam się, że bezpowrotnie.
– Jak śmiesz! Nie ty będziesz o tym decydować!
– Ja? Skądże znowu. Marta zdecyduje. Zaraz po tym, jak
przeczyta pozostawione przez Elę listy.
– Listy? O czym ty znowu bredzisz?
– Bredzi się w malignie, a ja gorączki nie mam. Ela pisała
listy, listy do ciebie. Nigdy ich nie wysłała. Zostawiła je dla mnie – dodała,
wiedząc, że Marek może zażądać ich zwrotu. – Są niezwykle emocjonalne. Opisała
w nich całą historię waszego rozwodu, a także to, jak wyparłeś się Marty, a
także rozmowę z Grażyną na krótko przed swoją śmiercią. Zadysponowała, że Marta
ma te listy otrzymać, gdy będzie dorosła. Jest dorosła.
– Grażyna nigdy po rozstaniu moim z Elżbietą z nią nie
rozmawiała. Elżbieta była już chora, przerzuty miała, na pewno zaatakowały jej
mózg… – Lilka nie pozwoliła mu skończyć.
– Nikt nigdy nie stwierdził u niej przerzutów. Lekarz
potwierdził jej powrót do zdrowia. Ela rozmawiała z Grażyną na kilkanaście dni
przed swoją śmiercią. Ale gdyby nawet tak nie było, to nie zmienisz
rzeczywistości, bo oddałeś mi swoją córkę jak niechciany przedmiot, nigdy jej
nie odwiedzałeś i nigdy nie dałeś na nią złamanego grosza. Twoja matka
przechodziła na jej widok na drugą stronę ulicy. Wy nie jesteście rodziną
Marty. Straciłeś prawo do nazywania siebie jej ojcem w chwili, w której
uwierzyłeś kobiecie pozbawionej moralności, że twoja żona zdradziła cię i
zaszła z tym kimś innym w ciążę. Jesteś nic niewartą kanalią. Kanalią, która zasłużyła
sobie, by harować na nic niewartą lafiryndę, dla której poza forsą nie liczy się
nic. I wiesz co? Życzę ci, żebyś się od niej nigdy nie uwolnił. Zasłużyłeś sobie
na nią! – z trzaskiem odłożyła słuchawkę, ciężko dysząc, jakby stoczyła walkę
na ringu. Łzy spływały jej po twarzy. Otarła je rękawem i zaczęła wyciągać
listy Eli. Pomyślała, że musi zrobić ich kserokopie i pokazać Marcie, bo Marka
stać na wiele.
Komentarze
Prześlij komentarz