Śmierć czai się za każdym drzewem (72)
– Odłóż tę łopatę, Maju, nie warto się tak narażać dla
kogoś, kto nie jest tego wart. Myśl o sobie – Przystojniak wyjął mi łopatę,
odsuwając mnie od Zofii.
– Dzięki Bogu – westchnął Hubert, wyciągając do mnie rękę.
Kucnęłam obok niego, podczas gdy Przystojniak wzywał karetkę. Wiedziałam, że
żegnam się z Hubertem, po tym, czego się dziś dowiedziałam, my jako para nie
mogliśmy przetrwać.
– Dasz sobie radę? – zapytał, uśmiechając się delikatnie. –
Ludzie znowu dadzą ci trochę popalić, ale ty jesteś silna. Poradzisz sobie,
prawda? Poradzisz sobie. Na pewno.
– Panie Kuferek – Przystojniak przerwał mu bez pardonu –
wezwałem karetkę, zaraz będą. – Pochylił się nad Hubertem, oświetlając jego
głowę trzymaną w ręce latarką.
– Ładnie pan oberwał – stwierdził. – Niech się pan nie
rusza, poczekamy na lekarza. Jak pana podeszła? – zaciekawił się, nie zwracając
uwagi na miotającą się teraz po posadzce Zofię.
– Czekała na mnie w domu – odpowiedział Hubert. – Zaraz za
drzwiami, wszedłem do środka, nie zdążyłem nawet włączyć światła.
Oprzytomniałem już tutaj.
– Silna kobieta – Przystojniak stwierdził z uznaniem. – Tak
przyfanzolić facetowi i zawlec go potem tutaj, no, no – popatrzył na dyszącą
ciężko Zofię. – Nawet niejeden mężczyzna miałby z tym problem.
– Szefie, jest karetka! – ktoś zajrzał przez otwarte drzwi
piwnicy. – Nasi też zaraz będą.
– Niech się pan nie rusza, ma pan ranę głowy, lepiej
poczekać na lekarza. Już idzie – Przystojniak przytrzymał za ramię Huberta,
który na wieść o karetce znowu próbował się podnieść. W skąpym świetle latarki
i ciągle palącego się znicza pojawili się ratownicy medyczni. Jeden z nich
ukląkł przy Zofii.
– Proszę ją zostawić – zainterweniował Przystojniak. – Nic
jej nie jest. Tutaj potrzebna jest pomoc – wskazał na Huberta.
– A ona? – zaniepokoił się ratownik. – Ma tak leżeć?
– A niech poleży – uspokoił do Przystojniak. – Najpierw ją
zakujemy w kajdanki, a zaraz potem ją
obejrzycie. Zresztą, oficjalnie ta kobieta nie żyje. Więc jako cudem
zmartwychwstała może spokojnie poczekać na swoją kolej. Prawda, pani Kuferek? –
krzyknął jej nad uchem, gdy ratownicy opatrywali rannego Huberta.
– Da pan radę wstać? Tutaj ciężko będzie z noszami, może uda
nam się razem? – ratownicy ujęli Huberta pod ramiona i powolutku podnosili go
do pionu, za co był im wyraźnie wdzięczny. Pewnie nie chciał, bym widziała go
wynoszonego na noszach.
– Hubert, masz przy sobie telefon? – zawołałam, by Zofia
dobrze słyszała. Hubert skinął lekko głową, potwierdzając.
– Zadzwonię za godzinę – obiecałam. Nie chciałam pozwolić,
by Zofia miała satysfakcję.
– Oj, nie za godzinę – oburzył się ratownik. – Jest środek
nocy, proszę zadzwonić rano, najlepiej po obchodzie, gdzieś koło dziesiątej –
dodał. Dwaj mundurowi rozcinali taśmę z rąk i nóg Zofii, by zaraz potem zakuć
ją w kajdanki.
– Ściągnijcie jej tę taśmę z twarzy – poradził Przystojniak.
– Ty suko! – wrzasnęła Zofia zaraz po odkneblowaniu. –
Dopadnę cię, nic mi nie zrobią. Jestem chora! Wrócę po ciebie – groziła, opierając
się przed wyprowadzeniem z piwnicy.
– Będę czekać. Szukaj mnie pod zmienionym nazwiskiem. Maria
Kuferek. Tak się będę nazywać! – odpłaciłam jej pięknym za nadobne. Zofia
zawyła i próbowała wyrwać się z objęć dwóch rosłych policjantów, ci jednak na
to nie pozwolili i wywlekli ją, wrzeszczącą i złorzeczącą, z piwnicy.
– Naprawdę? – zapytał Przystojniak. – Właduje się pani w ten
związek?
– A co? – zapytałam zaczepnie. – Miałam pozwolić tej krowie
wyjść stąd w przekonaniu, że mimo wszystko wygrała? Po moim trupie! –
Przystojniak popatrzył na mnie w skupieniu.
– Wie pani, kobiety są naprawdę inne niż my, takie jakieś
skomplikowane. A właśnie! – ucieszył się. – Nie miała pani kogo do nas wysłać z
wiadomością, tylko tę nieszczęsną Tuszyńską? Pani wie, ile się namęczyliśmy,
żeby wydobyć z niej potrzebne informacje? Początkowo nikt nie wiedział, o co
kobiecie chodzi. Wyszło na to, że się pani ukryła na działkach razem z panem
Kuferkiem, bo chcieliście tam pobyć w izolacji. To był cytat – podkreślił. – Ma
pani szczęście, że zaszedłem komisariat, bo rano zostawiłem tam swoje rzeczy.
Inaczej siedzielibyście tutaj do Bożego Narodzenia.
– A moja rodzina? – zapytałam. – Powiadomiliście ich?
– Tak, wysłałem policjanta. Z tego co wiem, cała trójka
siedzi na komisariacie. Pani brat znowu grozi nam telewizją.
– Ziutek groził telewizją? – zapytałam z czułością. Nie ma
jak to starszy brat, pomyślałam. Zawsze w pogotowiu.
– A groził, groził. Ponoć nie chciało nam się pani szukać.
– A szukaliście? – zapytałam z powątpiewaniem.
– Szukaliśmy – potwierdził. – Mimo że jeszcze nie minął
przepisowy czas. Od razu wiedziałem, że nie mogła pani tak zostawić matki bez
poinformowania jej o wyjeździe. A jak jeszcze zauważyłem, że pana Kuferka nie
ma w domu…, sama pani rozumie. Raptem wszystko zaczęło się jakoś układać w całość.
No i jeszcze pani kierownik. Pani wie, jakie ten człowiek ma znajomości? –
zapytał z ciekawością. – On znalazł pani samochód i to w nocy. Niedługo po pani
zniknięciu. Coś go tknęło, jak mówił, i wrócił. W nocy obudził pani matkę, żeby
sprawdzić, czy dotarła pani do domu, no i zaczęło się.
– No toście się nie popisali – podsumowałam złośliwie. –
Mieć tyle danych i polegać na zeznaniach Tuszyńskiej? Ha! – pozwoliłam sobie na
wykrzyknik, prowadzona przez Przystojniaka do wyjścia.
Komentarze
Prześlij komentarz