Śmierć czai się za każdym drzewem (71)
– No ale przecież powinieneś coś zrobić. Wtedy, gdy już
miałeś pewność – nie ustępowałam. Zofia na dobre oprzytomniała, próbowała
podnieść się z posadzki, ale ręce na plecach jej to skutecznie uniemożliwiały.
Na wszelki wypadek ujęłam łopatę w ręce, byłam gotowa przyłożyć jej ponownie,
gdyby zaszła taka potrzeba.
– Próbowałem namówić ją na wizytę u psychiatry, wmawiając,
że to, co się stało, to nie jest jej wina. Że lekarz jej pomoże i tak dalej,
ale ona tylko się śmiała. Ja początkowo naprawdę myślałem, że ona straciła
rozum. Zresztą, sam nie wiem, co myślałem.
– No właśnie. Gubisz się w tym, co mówisz. To się boisz,
żeby się nie wydało, to chcesz zawlec ją do psychiatry? Przecież wszystko by
się od razu wydało. Kręcisz, Hubert – zdenerwowałam się.
– Maja – Hubert wyciągnął do mnie rękę, chcąc ująć moją
dłoń, ale nie ruszyłam się nawet na centymetr. – Maja, czy ty nie rozumiesz, że
ona dla mnie nie była ważna? Że było mi wszystko jedno, co się z nią stanie? Zatruwała
mi życie już od kilku lat, ale po tym, co zrobiła, przestała dla mnie istnieć
jako człowiek. Rozumiesz to? Mnie chodziło tylko o jedno, o ciebie. Tylko ty
się liczyłaś, tylko o tobie myślałem. Wiedziałem, że będzie trudno zbliżyć się
do ciebie, ale postanowiłem zrobić wszystko, byś zwróciła na mnie uwagę i
okazało się, że metoda małych kroczków daje rezultaty. Czy ty wiesz, co ja
czułem, gdy się dowiedziałem, że ktoś cię napadł? Byłem przerażony, bo nie
wiedziałem, co się dzieje. Ze strony Zofii już ci nic nie zagrażało, byłem o
tym przekonany, a tu? Napad? Coś było nie tak.
Ciało Zofii zaczęło drgać. Patrzyłam na nią zaniepokojona,
nie chciałam, by umarła i to na moich oczach. Już zaczęłam się gramolić, by
przewrócić ją na plecy i sprawdzić, czy może oddychać, gdy Hubert krzyknął, bym
nic nie robiła. Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem. Naprawdę musiał jej
nienawidzić.
– Popatrz na nią – skinął w jej stronę głową. Patrzyłam na
drgającą Zofię przez jakiś czas, nie mogąc się zdecydować, jak mam postąpić.
– Maja, nie bądź naiwna, przyjrzyj się uważnie – zachęcił
Hubert i wtedy dopiero zrozumiałam. Ona się śmiała! Leżała okręcona taśmą, nie
mogła się ruszyć, na pewno miała świadomość tego, co się z nią stanie, a ta cholera
się śmiała! Patrzyłam zdumiona, zyskując pewność, że leży przede mną wariatka.
Kto normalny zachowywałby się tak jak ona w jej sytuacji? Baba musiała dostać
na łeb, żadne inne wytłumaczenie nie przychodziło mi do głowy.
– Odbiło jej? – zerknęłam na Huberta patrzącego na żonę z
wyrazem obrzydzenia.
– Nie, nie odbiło – zaprzeczył. – Zofia nie jest głupia, a zaryzykuję
nawet stwierdzenie, że jest inteligentna. Wszystko sobie zaplanowała. Wprawdzie
chciała pozbyć się ciebie, ale i tak jej się udało. Nie rozumiesz?
– Co mam znowu zrozumieć? – nie spuszczałam Zofii z oczu,
gotowa do walnięcia jej łopatą.
– Dopięła swego. Ona już wie, że przegrałem. Że nie
zostaniesz ze mną i odejdziesz, gdy tylko stąd wyjdziemy, a jej tylko o to
chodziło. Żebym nie mógł być z tobą. Podejrzewam, że przeżyłaby każdą inna
kobietę, ale nie ciebie. Sam nie wiem, skąd w niej tyle nienawiści.
Oboje patrzyliśmy na chichocząca Zofię, której teraz leciały
po twarzy łzy. Baba śmiała się do łez. Podniosłam się do pionu, ujęłam łopatę w
ręce i zaczęłam zbliżać się do Zofii. Miałam tylko jeden cel, uderzyć, mocno,
celnie, boleśnie. Za tę nieznaną mi kobietę, którą ta sucz zatłukła bez powodu w
lesie; za Jadzię, cichutką, miłą, dobrą Jadzię, która nigdy nikomu nie zrobiła
nic złego. Za jej dzieci błąkające się od jej śmierci od dziadków do dziadków,
bo ojciec nie radził sobie z opieką nad nimi w pojedynkę. Za to, że będę
musiała oddać Hubertowi jego piękny pierścionek i nie mogłam zostać jego żoną,
nie będę zwiedzać z nim świata i nie będę mogła pozwolić na to, by mnie
rozpieszczał swoją miłością i otaczał opieką. Za moje dzieci, które chciałam
mieć i które pewnie bym z nim miała. I co z tego, że go nie kochałam?
Szanowałam tego człowieka, lubiłam go i miałam dużą szansę na to, by go pokochać,
a ta cholerna kobieta pozbawiła mnie tej szansy.
– Maja, odejdź od niej, proszę. Nie rób tego, Maja – Hubert
próbował wstać, opierając się o regał, ale nie miał na to siły.
– Pani Maju, pani odłoży tę łopatę – na tle drzwi stał
mężczyzna. Zaczął schodzić powoli w dół.
Komentarze
Prześlij komentarz