Śmierć czai się za każdym drzewem (70)
– Zakleiłam Zofię szczelnie, pamiętając, że ręce musi mieć
za plecami. Ostatecznie skoro ja przegryzłam tę taśmę, to Zofia w przypływie
szału mogła też to zrobić i to na moich oczach, a w bezpośrednim starciu z tą
posągową kobietą nie miałam najmniejszych szans. Na Huberta w dalszym ciągu nie
miałam co liczyć. Siedział pod regałem, ledwo co ruszając rękami. Zofia leżała
teraz na boku z zaklejonymi ustami, owiniętymi taśmą rękami i nogami.
Przysiadłam po turecku po drugiej stornie, odetchnęłam pełną
piersią, jakbym wykonała kawał dobrej roboty. Hubert oddychał ciężko, ocierając
rękawem koszuli płynący mu po twarzy pot.
– Maja, dlaczego wróciłaś? Prosiłem, żebyś poszła po pomoc.
Byłaś nierozważna – przemawiał do mnie jak do niezbyt rozgarniętego dziecka.
– Mam parę pytań – zaczęłam, wpatrując się w Huberta, który
zaczął zamykać powieki. Podejrzewałam, że symulował drzemkę, by uniknąć
nieprzyjemnej sytuacji. Zofia zaczęła pojękiwać cicho, ale nie przejęłam się
tym za bardzo. Jeszcze przed chwilą chciała mnie najzwyczajniej w świecie
ukatrupić, nie miałam dla niej cienia litości.
– Maja, wyjdź stąd, Zofia zaraz dojdzie do siebie. Ty jej
nie znasz. Taka taśma jej długo nie utrzyma w ryzach, biegnij po pomoc – zaczął
straszyć.
– Oberwała raz, może oberwać i drugi – wskazałam na łopatę
opierającą się styliskiem o moje ramię.
– Potrzebuję pomocy, nie mogę się ruszyć. Proszę, Maja…
– Przeżyłeś prawie dobę w tym stanie, przeżyjesz jeszcze
godzinę. Odpowiesz mi na moje pytania. Mówiłeś, że Zofia nie żyje, że był
pogrzeb. Jak na nieboszczkę, to całkiem zdrowo wygląda. O co w tym chodzi? Nie
byłeś przy identyfikacji zwłok? A może nie rozpoznałeś własnej żony?
– Nie byłem. Gdy szwagierka zawiadomiła mnie o wypadku,
oczywiście tam pojechałem. Ale nie widziałem ciała. Przyjechałem na pogrzeb. Na
katafalku zamiast trumny stała urna, przed nią zdjęcie Zofii. Identyfikacji
dokonała wcześniej Irena, siostra Zofii, miałem wątpić w jej słowa? Przyznam
szczerze, że mi ulżyło. W tamtej chwili myślałem tylko o jednym, o tym, że
jestem wolny. A ty bezpieczna – dodał.
– Bezpieczna? Co przez to rozumiesz?
– Boże, jaka ty naiwna jesteś – Hubert wyraźnie się
zirytował. – Wokół ciebie giną podobne do ciebie kobiety, dzieją się jakieś
dziwne rzeczy, a ty nie zauważasz w tym żadnego związku z sobą. Jak myślisz,
kogo Zofia nienawidzi najbardziej na świecie i to zaraz po mnie? Podejrzewam,
że chciała ci zrobić krzywdę już dawno temu, ale gdy zobaczyła tę kobietę, tę
grzybiarkę, jakby grom w nią uderzył z jasnego nieba. Pamiętam jak krzyczała
„ona się rozmnożyła”, „jest wszędzie”, „ wszędzie pełno tej kurwy”. Wiedziałem,
że chodzi o ciebie, ale nie wiedziałem, jak cię ostrzec, bo i co miałem powiedzieć?
„Pani Maju, pani uważa, bo moja żona Zofia chyba zamierza przetrącić pani
kark?” Trzymałem się blisko ciebie, mając nadzieję, że będę w pobliżu w
decydującym momencie i zdołam ją powstrzymać.
– Ona zabiła tę grzybiarkę? – nie wierzyłam w to, co
usłyszałam. – Ale przecież tamtą ktoś zgwałcił? Wszyscy tylko o tym mówili.
– Nikt jej nie zgwałcił – zaprzeczył Hubert. – Ktoś
rozpuścił taką plotkę i się przyjęła. Kobieta zabita w lesie, to po co ją
zabijali? No żeby zgwałcić. Proste?
– Wiedziałeś o tym? – spytałam z niedowierzaniem. – I nic
nie zrobiłeś? Nie zgłosiłeś tego? Rany boskie! Nie wierzę!
– Domyślałem się, a to różnica. A ty byś zgłosiła? Gdyby na
miejscu Zofii była twoja matka, Ziutek albo Baśka? Zgłosiłabyś?
– Nie wiem, ale…Zofia to nie matka! Skoro tak bardzo
chciałeś się od niej uwolnić, to dlaczego nie wykorzystałeś okazji? Miałeś
szansę. Może uratowałbyś Jadzię. Jadzia Dziesło. Pamiętasz ją? Osierociła
dzieci. Spokojna taka, smutna, cicha…
– Uspokój się! – głos Huberta zyskał na sile. – Zofia jest
chora. Chora psychicznie albo chora z nienawiści, jak zwał, tak zwał. Nie
wiedziałem, że to ona zabiła aż do tamtego dnia, do Jadzi. Miałem wcześniej
podejrzenia, ale żadnej pewności. Ale tamtego dnia wykrzyczała mi, co zrobiła. Śmiała się jak wariatka, że ma sposób na „tę
moją blond kurewkę”. Myślisz, że nie
chciałem pobiec na policję? Chciałem, powiedziałem, że to zrobię. Zaśmiewała
się do łez, a potem mnie spytała: „ I co? ona cię zechce? Męża morderczyni?
Przez ciebie zginęły dwie kobiety!” Wtedy do mnie dotarło, że moje życie się
skończyło. Że będę musiał uciekać, kłamać, a i tak zawsze ktoś mnie gdzieś
pozna i opowie moją historię. Po kilku latach znalazłby się pewnie ktoś, kto by
stwierdził, że to ja doprowadziłem Zofię do takiego stanu. Poza tym było
jeszcze coś, cos ważniejszego od opinii i etykiety męża zabójczyni.
– Coś ważniejszego? Ważniejszego od życia Jadzi? Cóż to
takiego?
– Ty – odpowiedział Hubert. – Nie chciałem uciekać, nie bez
ciebie. I powtarzam, że dowiedziałem się prawdy po śmierci Jadzi. Nie mogłem
jej w niczym pomóc, tej pierwszej też nie.
Komentarze
Prześlij komentarz