Śmierć czai się za każdym drzewem (62)

Nie potrafiłam rozpoznać, gdzie się znajduję. Głowa mi pękała i nie mogłam się ruszyć. Leżałam na czymś twardym w ciemnym pomieszczeniu, w którym na pewno nigdy wcześniej nie byłam. Przypomniałam sobie, że biegłam w nocy przez park, bałam się i upadłam, więc teoretycznie powinnam się tam właśnie znajdować, ale w tym przypadku teoria nijak się miała do rzeczywistości. Po chwili wzrok przyzwyczaił się do półmroku i zaczęłam rozpoznawać niewyraźne kształty. Otaczały mnie regały, na których zamiast książek stały słoje, więc na pewno nie była to moja biblioteka. Ze zdziwieniem pomyślałam, że chyba jestem w jakiejś piwnicy, a gdy do mojej świadomości dotarło, że miałam rację, ciarki mi przeszły po plecach. Zaczęłam się bać. Spróbowałam się podnieść, ale moje ręce i nogi związane były czymś, co mi to uniemożliwiło. Leżałam przez dłuższy czas bez ruchu, starając się wyłowić jakieś znajome dźwięki, ale niczego nie usłyszałam. Po raz kolejny tej nocy czy też tego poranka sparaliżował mnie strach. Bałam się otulającego mnie półmroku, panująca wokół cisza pozbawiała nadziei na nadejście jakiejkolwiek pomocy, a świadomość samotności sprawiła, że mój puls przyspieszył do rekordowego tempa. Dotarło do mnie, że zostałam porwana i zawleczona do tej piwnicy czy też stodoły na jakimś odludziu, gdzie nikt mnie znajdzie. Moja wyobraźnia zaczęła mi podsuwać obrazy tego, co się może ze mną stać i za każdym razem te wyobrażenia miały wymiar tragiczny. Próbowałam zachować spokój i myśleć logicznie, jednak nic mądrego mi nie przychodziło do głowy. Zaczynały się na mnie mścić setki stron przeczytanych kryminałów, choć robiłam, co mogłam, by nie wspominać tych wszystkich tragicznych śmierci i bestialskich zbrodni opisanych na kartach powieści, wmawiając sobie, że fikcja literacka niewiele ma wspólnego z prawdziwym życiem.
– Maju, Majeczko, żyjesz? – cichy szept przerwał moje czarne myśli. W pierwszej chwili wydało mi się, że zaczynam mieć przywidzenia, ostatecznie w takiej sytuacji mózg mógł mi płatać różne figle.
– Majeczko? Obudź się, Majeczko, proszę – szeptał ktoś, co tym razem usłyszałam wyraźnie.
– Kurwa – wyjęczałam. – Hubert? To ty?
– O dzięki Bogu! Dzięki Bogu, Maju, tak się bałem, tak strasznie się bałem, myślałem, że nie żyjesz albo że umierasz tutaj, przy mnie, a ja nie mogę ci pomóc – szept przeszedł cichutki płacz. Teraz już byłam pewna, to Hubert. Który inny chłop zacząłby płakać jak baba w takiej sytuacji? Tak mógł tylko Hubert, egzaltowany aż do bólu. Ale po jaką cholerę przywlókł mnie do tej piwnicy? Raptem przypomniałam sobie o wysłanych mu SMS-ach i struchlałam. No dobrze ci, babo głupia, stwierdziłam w duchu. Będziesz się teraz mieć z pyszna za to lizanie po mordzie. Już teraz on ci pokaże za ten twój niewyparzony pysk, nie ma co.
– Majeczko, nie zasypiaj, proszę, mów do mnie  szeptał Hubert, kwiląc cichutko.
– Po co mnie tu zatargałeś? To za tego SMS-a? Ale musiałeś mnie walić po głowie? – wydukałam, szczękając zębami ze strachu, a może z zimna.
– Majeczko, co ty mówisz? Ja? Ciebie? O Boże, Boże – zajęczał Hubert – co mam robić? Co mam robić? Maju, możesz się ruszyć?
– Nie, a ty? – zapytałam ostrożnie, żeby nie wnerwiać jeszcze bardziej szaleńca. Chciał udawać ofiarę, niech udaje, pomyślałam. Trzeba się podporządkować się i grać w jego grę, byleby mnie uwolnił. Tylko to było dla mnie ważne, w tej chwili nie liczyło się nic więcej. Chciałam wyjść z tej piwnicy, chciałam uciec jak najdalej od Huberta, jego paranoi, egzaltacji i szaleństwa i wrócić do domu.
– Nie mogę. Jestem przywiązany taśmą do regału. Gdy się ruszę, regał też poleci, boję się, że prosto na ciebie.
Zobaczyłam to oczami mojej chorej wyobraźni, która od dziecka mnie prześladowała, podsuwając obrazy tego, co mogło się wydarzyć. Jeśli czyjaś wyobraźnia mogła kogoś uskrzydlić, to moja na pewno mogła zabić, zwłaszcza że z każdym następnym obrazem moje serce szarpało jak zwariowane, a puls niebezpiecznie przyspieszał.
– Ale co się stało? – zaryzykowałam pytanie, uznając za słuszną zasadę, by w sytuacji zagrożenia rozmawiać z wariatem jak z kimś normalnym.

– Nie wiem, Majeczko. Nie wiem. Położyłem się spać wzburzony, wyobrażałem sobie, jak ten kolega Baśki cię emabluje, a obudziłem się tutaj. W dodatku zauważyłem, że też tu jesteś. Jęczałaś tak żałośnie, pewnie cię coś bolało. A ja nie mogłem ci pomóc – i Hubert znowu żałośnie zakwilił.

Komentarze

Popularne posty