Śmierć czai się za każdym drzewem (50)

Mimo zgrzytu z Jerzym, wróciłyśmy z Poznania w wyśmienitych humorach. Pal sześć jego opony, pal sześć jego żonę, pal sześć Huberta, który obraził się w takim stopniu, że w poniedziałek nie przysłał następnego bukietu, czym wzbudził konsternację mojego kierownika, a także – co przyznałam z niechęcią – dyskomfort psychiczny u mnie. Niestety przyłapałam się na tym, że jestem tym brakiem manifestowania uczuć zawiedziona. Za każdym razem, gdy ktoś wchodził do sali bibliotecznej, zerkałam znad biurka z nadzieją, że kurier wnosi ten cholerny bukiet. Pod koniec pracy stwierdziłam w duchu, że dobrze się stało, przynajmniej mam Kuferka z głowy. Pies mu mordę lizał! Wróciłam do domu w podłym nastroju, zła na siebie za przywiązanie do poczty kwiatowej. Mama powitała mnie z tajemniczą miną. Kiwała dziwnie głową, ni to mrugała, ni to łypała na mnie okiem, mamrotała coś pod nosem, ale nie zwracałam na nią uwagi. Zauważyłam z niejakim zadowoleniem, że ta sytuacja ma jeden plus: straciłam apetyt, więc nie chciało mi się jeść, a gdyby tak ten jadłowstręt się utrzymał choć z tydzień, to może wywalczyłabym jako takie wcięcie w talii? Czyli nie byłoby tego złego, co by na dobre nie wyszło. Postanowiłam się wcześniej położyć, nawet czytać mi się nie chciało. Weszłam do swojego pokoju. Na ławie królował bukiet pąsowych róż. Policzyłam – trzydzieści sześć! Tyle kwiatów, ile wiosen. O żesz cholera!
– Mama, a bilecik gdzie? – wrzasnęłam.
– Nie było – odkrzyknęła do mnie z kuchni.                                                                                
– A skąd wiesz, że nie było? – spytałam podchwytliwie.
– Bo szukałam! – odparła matka, wkraczając do pokoju niczym krakowianka, z rękoma opartymi na biodrach. – A coś myślała? Auto podjechało, stałam właśnie z Tuszyńską przy bramce, Mirosławska podchodziła, a tu wychodzi facet i drze się na pół miasta: „Pani Maria Stańczuk!” Tuszyńska podskoczyła, jak zobaczyła taki ogrom róż, a Mirosławska mało zawału nie dostała. Oczy jej z orbit wyszły, jak przy tarczycy. To co? Miałam stać jak niemota jakaś? Od razu karteczki szukałam, ale nie było. No ale chyba wiadomo, kto te kwiaty przysyła. No kto inny, jak nie Hubert? Tylko on.
– No chyba masz rację – przytaknęłam. Moje uczucia były ambiwalentne, z jednej strony odczułam ulgę i radość, z drugiej zaś coś w rodzaju niepokoju. Moje rozmyślania przerwał telefon od Jerzego, który wytrącił mnie z równowagi. Nie chciałam odebrać, ale po którymś dzwonku stwierdziłam, że wysłucham z pokorą następnej litanii skarg i zażaleń, a potem zablokuję jego numer.
– Nie pocięłam ci tych cholernych opon! – wypaliłam z marszu. – Odczep się wreszcie, człowieku.
– Uspokój się! – głos Jerzego zabrzmiał kategorycznie, ale bardzo spokojnie. – Wiem, że nie pocięłaś. Rozmawiałem z Baśką. Majka, musimy sobie coś wyjaśnić. Daj mi szansę.
Rozmawiał z Baśką?, zdziwiłam się. Ciekawe.
– No ale o co ci chodzi?
–  Rozumiem, że nie pocięłyście mi opon. Przepraszam za to absurdalne oskarżenie, ale gdy zobaczyłem swoje auto, przestałem myśleć racjonalnie. Majka, słyszysz mnie? – zapytał, gdy się nie odzywałam.
– Słyszę – odparłam.
– Baśka opowiedziała mi o tym napadzie po naszym spotkaniu. Jak sobie pomyślę, że byłem tak blisko, gdy ty leżałaś tam, na parkingu, zdana na tego psychopatę… Dlaczego ja ciebie nie odprowadziłem do auta? Nie mogę sobie tego darować – zawiesił głos, jakby czekał na to, że zacznę go usprawiedliwiać.
– Daj spokój, żona czekała – nie mogłam sobie darować złośliwości.
– Majka – usłyszałam w jego głosie wahanie – to nie jest tak. Naprawdę. Wiem, że możesz się czuć oszukana, rozgoryczona, ale to naprawdę nie tak.
– Czyli jak? – dałam mu szansę na wytłumaczenie się. A co mi tam.
– Joanna była moją żoną. Pobraliśmy się zaraz po maturze. Ale potem młodzieńcze uczucie wygasło. Zaczęliśmy się przyjaźnić, razem studiowaliśmy. Gdy ciebie poznałem, zaczęliśmy mówić o rozwodzie, zwłaszcza, że Joanna też kogoś poznała. Mamy jeszcze wspólne mieszkanie, które próbujemy sprzedać albo zamienić, by każde z nas miało coś swojego. Po naszym rozstaniu bardzo mnie wspierała. Wtedy, w galerii, Joanna postanowiła wprowadzić element zazdrości. Uwierz mi, bez konsultacji ze mną. Rozumiesz?



Komentarze

Popularne posty