Śmierć czai się za każdym drzewem (42)
Hubert zajechał z fasonem i niezbyt dyskretnie. Nawet nie
wiedziałam, że posiadał taki elegancki wóz, przy którym moja skodzina wyglądała
na ubogą krewną. Mama, przyczajona za firanką, chichotała nerwowo, modląc się,
by nikt z sąsiadów nie zauważył mnie w towarzystwie Kuferka, który wybiegł mi
na spotkanie z szerokim uśmiechem pierwszego amanta Hollywoodu i gustownym
bukiecikiem frezji, pocałował mnie szarmancko w dłoń i otworzył drzwi auta.
Jego wnętrze pachniało skórą i nowością. Na moment poczułam się zagubiona w
obszernym fotelu, przytłoczył mnie ten cały luksus, zwłaszcza że ciągle
towarzyszyło mi skrępowanie spowodowane tą nową dla mnie sytuacją. Pan Hubert
włączył płytę Niemena, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy to tylko przypadek,
że mój sąsiad wie, czego lubię słuchać? Ruszyliśmy powolutku i z gracją, pan
Hubert nie psuł nastroju zbędną rozmową i już po chwili było mi wszystko jedno
czy ktoś mnie widział wsiadającą do Hubertowego auta, czy nie. Pal sześć
sąsiedzką obmowę. Co mi tam ludzka zawiść! Pies im mordy wszystkim lizał.
Jechałam sobie w luksusowym aucie, słuchałam ulubionej muzyki, silnik auta
mruczał cichutko, kontrolki na desce rozdzielczej rozświetlały ją delikatnie czerwoną
poświatą, a mój towarzysz podróży pachniał dyskretnie wodą kolońską, za którą
musiałabym zapłacić połowę mojej pensji. Czegóż chcieć więcej? Rozsiadłam się wygodnie
i odprężyłam, wydawało mi się, że pan Hubert uśmiechnął się dyskretnie. A niech
się uśmiecha, pomyślałam nieco sennie, mogłam tak jechać i jechać, i jechać…
Nagle jakaś myśl zakłóciła mi ten błogostan. Początkowo nie mogłam jej
sprecyzować, gdy wreszcie dotarło do mnie, że znowu się nie popisałam ubiorem.
Pan Hubert wbił się w jakiś super odszyty garnitur, a ja miałam na sobie czarny
golf i wypłowiałe dżinsy. Chwała Bogu, że chociaż moje botki miały wysokie
szpilki, zawszeć to lepiej, niż buty z cholewkami na szerokiej grubej
podeszwie, których szukałam usilnie, ale nie znalazłam. Podejrzewałam, że za
ich zniknięciem stała mama, ale gdy ją o to zapytałam, wyparła się wrzaskliwie,
więc wycofałam oskarżenie o dywersję, żeby nie wszczynać kłótni, ale swoje i
tak myślałam.
Pan Hubert skręcił w aleję wysadzaną drzewami, ich nagie
konary tworzyły coś w rodzaju baldachimu, przez który przezierał księżyc.
– Ależ tu musi być pięknie wiosną – powiedziałam w
zachwycie, obserwując z niepokojem oświetlony budynek zajazdu, przed którym
zaparkowaliśmy. Pomyślałam, że w takim wnętrzu nawet moje obcasy nie zrobią
żadnego wrażenia i każdy tylko zauważy mój mizerny golf i jeszcze bardziej
mizerne dżinsy.
– Pięknie, to prawda – potwierdził pan Hubert, za budynkiem
jest mały park, fontanna, rosną rododendrony. Przyjedziemy tu w kwietniu,
wtedy jest najpiękniej – zapewnił, a ja nie bez przyjemności zarejestrowałam,
że jeśli tylko zechcę, takie przejażdżki staną się stałym punktem na mapie
moich jakże mizernych dotychczas rozrywek. W szatni, ściągając kurtkę, w czym
pomagał mi pan Hubert, wpadłam na pomysł, by narzucić na siebie kolorowy szal
schowany dotychczas pod kołnierzem i w ten sposób choć trochę urozmaicić mój
ubogi strój, co też skrzętnie uczyniłam.
Pan Hubert wyglądał zabójczo. Facet w średnim wieku, wysoki,
szpakowaty, w garniturze jakby szytym na miarę (a może rzeczywiście na miarę?)
i z manierami, o których można tylko pomarzyć.
– Czy pozwoli mi pani wybrać menu i wino, pani Maju? Chciałbym,
by spróbowała pani moich ulubionych dań, ale jeśli pani ma ochotę na coś
innego, proszę przejrzeć kartę.
– Oczywiście, proszę wybrać za mnie. Prawdę mówiąc, mam
mętlik w głowie, tyle tu propozycji…, a na winach się nie znam – uśmiechnęłam
się.
– Wszystko przed panią, pani Maju. Wszystkiego się pani
nauczy. To będzie cudowne móc odkrywać przed panią to, czego jeszcze pani nie
odkryła – powiedział z emfazą. – Pięknie pani wygląda, tak skromnie i
elegancko. Bez zbędnej przesady. Patrzył na mnie, uśmiechając się delikatnie, a
ja odetchnęłam z ulgą, na szczęście miałam ze sobą ten cholerny szal, bo bez niego
wyglądałabym jak sierotka Marysia.
Komentarze
Prześlij komentarz