Śmierć czai się za każdym drzewem (39)

– Ale o jakich zdjęciach mówisz? – zapytałam, gdy w końcu dotarło do mnie o czym od dłuższej chwili mówiła.
– Zdjęcia, Jerzy i piękna jasna blondynka. Przy nim wydawała się taka malutka. Wiotka, zgrabna i powabna, uczepiona jego ramienia i spijająca mu słowa z ust – Baśka dokładnie opisała Joannę, a przecież Jerzy twierdził, że poznał ją po naszym „zerwaniu”. Czyli okłamał mnie, pewnie miał nadzieję, że zamiesza między mną a Baśką tak, żeby nas poróżnić.
– A skąd te zdjęcia masz? Śledziłaś go? Pokażesz mi je? – poprosiłam.
– Nie śledziłam, pokazano mi je. Nie mam ich – Baśka celowo przeszła na formę bezosobową, bym nie domyśliła się, kto jej te cholerne zdjęcia pokazał.
– Pokazano ci? Co to za tajemnice? Kto ci pokazał? – zaczynałam się denerwować.
– Nie powiem. Obiecałam. Osoba, która mi je pokazała prosiła, bym nie mówiła. Pod tym warunkiem mi je pokazała. Ona też nie śledziła Jerzego, natknęła się na niego przypadkowo. Tak mówiła. A ponieważ twoje dobro leży jej na sercu, postanowiła cię ostrzec przed oszustem. Pomyślała sobie, że nie może iść bezpośrednio do ciebie, bo to by cię bardzo krępowało, więc przyszła z tym do mnie.
– Ona? To kobieta? Czekaj, czekaj, kto to może być… – zaczęłam się gorączkowo zastanawiać nad tajemniczym aniołem stróżem, czy też może anielicą stróżującą, która to upokorzyć mnie nie chciała, za to wtajemniczyła pewnie w moje sprawy pół miasta. Baśka popatrzyła na mnie znaczącą i popukała się w czoło.
– Czy ty choć raz nie możesz przestać drążyć dziury w całym? Przecież ci i tak nie powiem, więc po co pytasz? Obiecałam, pamiętasz?
Byłam rozczarowana, żądna informacji, ale zamilkłam, bo wiedziałam, że ta dyskusja doprowadzić może tylko do kłótni, a nie po to mi się Baśka odnalazła po prawie dwóch miesiącach nieobecności, bym się miała z nią teraz wykłócać. Pomyślałam, że przyjdzie czas, wypijemy jakieś wino, hamulce moralne jej puszczą i wtedy sama powie, kto jej zdjęcia Jerzego pokazał.
– Jacka nie ma w domu? – zmieniłam temat, bo w tym momencie postanowiłam uśpić czujność Baski przed planowaną przeze mnie degustacją wina w celu pozyskania informacji o tajemniczym fotografie. Niech się biedaczka łudzi, że przemówiła mi do rozumu. Grunt to mieć właściwy plan.
– No coś ty! Doszliśmy do porozumienia, a jednym z jego punktów jest to, że dom należy do mnie.
– A jego rzeczy? – zaciekawiłam się. – Ubrania zostawił?
– Nie no, bez przesady. Po cholerę mi jego ubrania? Zabrał je dwa dni temu. Miałam wrócić kilka dni wcześniej, ale dałam mu czas na spakowanie swoich maneli. Swoich i Hugonowych. Bo przecież paniczyk miał u nas swoją szafę. Nie miejsce w szafie – podkreśliła. – Swoją szafę miał. Ale już zabrali wszystko. Dzisiaj rano zdążyłam nawet zamki wymienić w drzwiach.
– Zamki wymieniłaś? Po co? – zapytałam głupawo.
– Chcę spać spokojnie – odparła. – Nie mogłabym zasnąć, wiedząc, że oni mają klucze do domu. Bałabym się zmrużyć oczy. Wiadomo, co chłopu wpadnie do głowy w obliczu przegranej? A Jacek oazą spokoju nigdy nie był. Jeszcze zechciałby wykorzystać moje zniknięcie i te jesienne morderstwa? Daj spokój. Strzeżonego Pan Bóg strzeże. Czyż nie?
Po chwili zastanowienia przyznałam jej rację. Rozstałyśmy się pod jej domem. Gdy wracałam, znowu zaczęłam rozmyślać nad przewrotnością męskiej natury. I to oni nazywają nas skomplikowanymi? Przypomniałam sobie taki rysunek: siedzi kobieta w fotelu, składa obie dłonie tak, jakby kogoś chciała od siebie odepchnąć. Podpis pod nim głosił: „Gdy już myślisz, że mnie znasz, ja robię tadam…”. Że niby to kobiety są takie skomplikowane i nie można z nimi dojść do ładu. A to dobre sobie.


Komentarze

Popularne posty