Śmierć czai się za każdym drzewem (38)
Postanowiłam odprowadzić Baśkę do domu. Sama mnie o to
zresztą poprosiła. Szłyśmy więc sobie razem powoli, kłaniając się mijającym nas
sąsiadom. Wiedziałam, że udają tylko obojętność, uśmiechając się zdawkowo, ale
gdy tylko znikniemy za zakrętem, wieści o powrocie Baśki rozejdą się lotem
błyskawicy, oczyszczając mnie tym samym z oskarżeń o ukatrupienie koleżanki.
– Może pospacerujemy przed domem Kuferków? – zaproponowała
Baśka. – Zofia zawału dostanie, gdy zobaczy, żem cała, zdrowa i z tobą pod
ramię… Wszystkie jej zabiegi zmierzające do zabicia ci ćwieka spełzną na
niczym. Straci wiarygodność w sąsiedzkich oczach…
– Zofii nie ma. Uciekła od Huberta, wyprowadziła się do
siostry. Gdzieś na Śląsk czy niedaleko Śląska. Jakoś tak.
– Uciekła? Zofia? – Baśka nie mogła wyjść z podziwu. –
Zostawiła go? Przecież to niemożliwe. Tak się go zawsze trzymała jak rzep
psiego ogona. Pędziła od niego te wszystkie kobiety, i te chętne, i te
nieświadome… – zerknęła na mnie, mrugając znacząco powieką.
– Co ty do mnie gadasz? – zdenerwowałam się. – Nieświadome
czego? O co ci chodzi?
– Ty to ślepa jesteś jakaś. Naprawdę nie zauważyłaś? Hubert
jest w ciebie wpatrzony, biedak ukryć tego nie dawał rady. A Zofia szalała.
Patrzeć na ciebie nie mogła. Nie zauważyłaś? – zapytała zdziwiona.
– Nie – odparłam zgodnie z prawdą, zastanawiając się
jednocześnie nad wizytą Huberta w moim domu. Czy rzeczywiście przyszedł mnie
przeprosić, czy może to był jakiś wstęp do przyszłych awansów?
– Coś się tak zamyśliła?
– Sama już nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. –
Może to moja wina? Ta ucieczka Zofii? Cholera, uciekła, ten rabanu narobił. Bo
ona upozorowała tę swoją ucieczkę na zaginięcie. On zgłosił na policję.
Rozumiesz? A może ja rzeczywiście w czymś zawiniłam? No ale ja go przecież
nawet nie widuję – popatrzyłam na Baśkę bezradnie.
– Ty to lubisz się umartwiać. W czym ty winna jesteś? W tym,
że się Hubertowi podobasz? A tak na dobrą sprawę to i Hubert w niczym nie
zawinił. To, że mu się podobasz, widać z daleka i wiedzą o tym wszyscy, ale
trzeba przyznać, że Hubert się starał. Dbał o nią, trwał przy niej, a życia z
nią nie miał. Czepiała się o wszystko. Wiesz jakie ona mu awantury urządzała?
Szłyśmy przez chwilę w milczeniu w stronę jej domu, gdy
przypomniałam sobie, że muszę z nią wyjaśnić sprawę Jerzego.
– Baśka! – krzyknęłam – widziałam się z Jerzym. Powiedział
mi, że go odpędziłaś. To prawda? Powiedziałaś mu, że ja go nie chcę znać, że ma
więcej nie przyjeżdżać? – spytałam z nadzieją, że Baśka zaprzeczy i powie, że
nic takiego nie miało miejsca, ale ona tylko kiwnęła potakująco głową.
– Prawda – stwierdziła, patrząc mi prosto w oczy.
Zablokowało mnie. Nie wiedziałam, jak mam zareagować. Walnąć babę w zęby?
Wytargać za kudły? Zakurwować od serca? Odwrócić się na pięcie i wrócić do
domu, zatrzaskując moje drzwi przed małpą na najbliższą dekadę?
– No złap ten oddech, bo zaraz mi tu padniesz –
poinstruowała mnie Baśka. – Wiem, przepraszam, powinnam ci była powiedzieć,
wtajemniczyć, ale widziałam, co się z tobą działo. Widziałam, jak cierpiałaś,
jak tęskniłaś. Majka, z niego szuja. Naprawdę. Nie wiem, co ci powiedział, jaką
wersję przedstawił, ale on miał inną kobietę. Nawet fajną babkę. Elegancką, z
klasą. Widziałam zdjęcia. Więc kiedyś wykorzystałam okazję, gdy czekał na
ciebie pod biblioteką. Podjechał tym swoim wypasionym wozem, a ja szłam po
ciebie, pamiętasz? Byłyśmy umówione do kina. Kilka dni wcześniej oglądałam jego
zdjęcia z tą kobietą. Miałam ci o nich powiedzieć, ale gdy go zobaczyłam, tak
się wściekłam, że nie mogłam się opanować. Zachowałam zimną krew i… zerwałam z
nim w twoim imieniu. I wiesz co? Nie żałuję – odparła z butą. A ja w dalszym
ciągu miałam trudności ze złapaniem oddechu.
Komentarze
Prześlij komentarz