Śmierć czai się za każdym drzewem (37)
Baśka pojawiła się nagle. Któregoś dnia po prostu weszła do
mnie jak gdyby nigdy nic. Radość z powodu jej obecności przemieszała się z
wściekłością spowodowaną tym, co musiałam przez małpę przejść. Siedziałam jak
zamurowana, próbując naprędce wymyślić, jak zareagować najpierw: dać upust
szczęściu, że małpa siedzi przede mną cała i zdrowa, czy raczej przelać na nią
całe swoje wkurwienie za przesłuchania i inwektywy jakimi mnie przez nią
obrzucano, że o Jerzym nie wspomnę.
– Co tak siedzisz, jakbyś ducha zobaczyła? – zaatakowała bez
pardonu, kładąc się na kanapie.
– Baśka, Baśka – zamachałam rekami – ty mnie nie denerwuj! –
Ty wiesz, co ja przez ciebie przeszłam? Wiesz, co ja tu przeżywałam? –
zaczynałam się rozkręcać. – Policja w domu, baby mnie od kurew zwały, pracy o
mało nie straciłam. A ty co? Jak mogłaś mi to zrobić? Jak mogłaś? – zawiesiłam
dramatycznie głos, który mi uwiązł w gardle i czułam, że zaraz zacznę ryczeć.
Baśka musiała zauważyć, że mój stan emocjonalny nie jest
stabilny, bo nawet nie zaczęła się ze mną kłócić.
– Przepraszam – powiedziała po prostu, co było w jej
wykonaniu raczej czymś niezwykłym, bo kto jak kto, ale Baśka nie przepraszała.
Nigdy.
Łzy popłynęły mi po twarzy i zaczęłam gorączkowo szukać
chusteczki, by je wytrzeć i wydmuchać nos.
– No przepraszam, Majka, naprawdę.
– Miałaś to zaplanowane – stwierdziłam oskarżycielsko. –
Jechałaś ze mną i już wiedziałaś, że ze mną nie wrócisz. Tylko nie zaprzeczaj.
– Słuchaj, jestem świnia, to prawda. Ale nie mogłam ci o tym
powiedzieć. Nie mogłam cię wtajemniczyć. Chciałam zniknąć. Musiałam. Gdybym ci
powiedziała, zaraz byś mnie wydała, nie dałabyś rady kłamać, a ja nie chciałam,
żeby mnie znaleźli.
– Czyli zachowałaś się egoistycznie, jak ta ostatnia świnia!
– stwierdziłam niemal uroczyście.
– Tak jest – Baśka nawet nie próbowała zaprzeczać. – Ale
moje życie doszło do takiego momentu, że już dłużej nie mogłam. Musiałam coś
zrobić. Nawet świństwo.
– I co zrobiłaś? Co ci to dało? Po co to wszystko?
– Rozwodzę się z Jackiem, to po pierwsze.
– Rozwodzisz się? Ale jak?
– Normalnie, w sądzie.
– No dobrze, ale jak? – nie wiedziałam, jak zadać to właściwe
pytanie, ale Baśka powinna wiedzieć, o co mi chodzi.
– No normalnie. O tym, że jest coś nie tak, wiedziałam już
od jakiegoś czasu. Ten Hugo, który u nas prawie zamieszkał, dawał mi do
myślenia. Zaczęłam obserwować. Jacek traktował mnie jak przygłupią dziewuchę, a
ja nie oponowałam. Było mi to nawet na rękę, bo kto jest zbyt pewny siebie, ten
popełnia błędy. I popełnił.
– Ale że co? – zapytałam trochę głupio.
– Że przyłapałam drania na zdradzie – dodała z satysfakcją.
– On i ten jego Hugo, hotel, panienki, szampan i to wtedy, kiedy ponoć
rozpaczał po moim zaginięciu. I tak, moja droga, zyskałam dom, samochód i coś w
rodzaju odszkodowania, które starczy mi na pięć lat dobrego życia. Pracę też
jakąś znajdę albo może sama coś wykombinuję? Nie będę się teraz tym głowić. Alimentów
nie chciałam. Nie chcę mieć z gnidą nic wspólnego. Niech idzie w czortu matry.
– To ty już po rozwodzie? – zapytałam niezbyt przytomnie.
– No aż tak szybko to nie działa. Ale po przedstawieniu
mojemu małżonkowi dowodów w postaci zdjęć, które zresztą sama zrobiłam,
zawlokłam go do notariusza. Mam notarialnie poświadczoną ugodę rozwodową. Niech
szlag go trafi razem z jego Hugonem. Ty wiesz, że on jest bi?
– Jacek? – spytałam z niedowierzaniem.
– Jacek? Nie. Nie wiem. Chyba nie? Hugo, ten cholerny Hugo
jest bi. Wszystko mu jedno – facet czy kobieta… I to dzięki niemu ta ugoda, bo
zmusił do niej Jacka. Ja nie wiem, jakie tam między nimi powiązania, ale chyba
poważne. Ostatecznie, może i na tym Zachodzie wszyscy tacy tolerancyjni, tacy
światowi, ale jednak Hugo się przestraszył, że jego kontrahenci poznają jego
preferencje seksualne.
– Zaszantażowałaś go? Obu naraz?– spytałam z niedowierzaniem.
– A jeśli tak, to co? Jeden skurwysyn nie miał skrupułów,
gdy mnie zdradzał, drugi, gdy się panoszył w moim domu i namawiał mi męża do
zdrady, więc ja mam je mieć? Aż taka głupia nie jestem. Jest Ziutek? – zmieniła
temat rozmowy, jakby już nie było o czym mówić, a we mnie dopiero zaczynały
buzować emocje.
Komentarze
Prześlij komentarz