Końca świata nie będzie (7)
– Lilka? – Iwona krzyczała do słuchawki
roztrzęsionym głosem. – Pamiętasz tarota? Sąd?
– No pewnie, pamiętam, a co?
– Pozew przyszedł! – obwieściła
niemal uroczyście. – Radzio pozwał Kacpra o alimenty, a ja mam być świadkiem w
sprawie! Słyszysz?
Lilka dopiero po chwili zrozumiała,
o czym przyjaciółka mówi, gdy ta powtórzyła wiadomość, dodając odpowiedni
komentarz.
– O skurwesyn! – Lilka dała upust
swoim uczuciom i zamilkła, nie wiedząc, co powiedzieć dalej. Dawno temu
zamieniła w skurwysynu y na e, co z miejsca podchwyciła Magda i teraz obie z
upodobaniem przeklinały w taki właśnie sposób.
– Właśnie! – przytaknęła Iwona.
– Czyli że Radzio pozwał Kacpra,
żeby mu płacił alimenty, a ty masz być świadkiem przeciw własnemu synowi? –
upewniła się zdziwiona, mając nadzieję, że Iwona coś pomyliła. W głowie jej się
nie mieściło, że ojciec, który po rozwodzie nie łożył na jedynego syna, teraz
pozwał go do sądu z żądaniem alimentów. Kacper był fajnym chłopkiem w wieku jej
Marty. Studiował zaocznie na AWF-ie, zaczepił się do pracy w jakimś sklepie ze
sportowym sprzętem, żeby odciążyć finansowo matkę i mieć za co opłacić czesne.
Wysportowany i przystojny, do tego z poczuciem humoru, był obiektem westchnień
wielu dziewczyn. Lilka przez jakiś czas podejrzewała nawet, że między nim a
Martą zaczyna się coś dziać, razem z Iwoną uważnie obserwowały młodych, a
przestrogom i radom, jak uchronić się przed niechciana ciążą, nie było końca,
aż Kacper któregoś dnia nie wytrzymał. Wparadował, trzymając Martę za rękę, do
pokoju, gdzie starszyzna – jak siebie nazywały – celebrowała piątek i oznajmił,
że tym swoim gadaniem tak im obojgu obrzydziły seks, że wstrzymają się z
inicjacją do sześćdziesiątki, a tak w ogóle to Marta jest jego najlepszą
przyjaciółką, więc niech się na zapas nie martwią.
– Lilka? Słyszysz mnie? Wiem, że
środek tygodnia, ale przyjdź, cholera jasna, przyjdź, bo muszę z kimś pogadać.
No tego się nie da zrozumieć na trzeźwo. Już zadzwoniłam po Magdę, zaraz
będzie. Nie kupuj piwa, mam. – Iwona trzasnęła słuchawką, a Lilka zaczęła się
zbierać do wyjścia. Marty nie było, znowu pracowała do późna. Zostawiła jej
kartkę z wiadomością, że garnek z zupą w lodówce, a bułki w chlebaku.
Uśmiechnęła się na myśl o tym ich staroświeckim zwyczaju zapisywania sobie
wiadomości na kartkach zastępujących SMS-y. Gdy przyszła, Magda już siedziała
na kanapie pod oknem; miejsce to lubiła najbardziej i żadna z nich nie
ośmieliłaby się ją z niego wyrugować.
– Ale jaka to gnida! – Magda dzielnie
wspierała przyjaciółkę, pociągając spory łyk piwa. – No ale sąd pewnie odrzuci
ten niedorzeczny pozew? Przecież to śmieszne jest? – oczekiwała, że Lilka
rozwieje jej wątpliwości, potwierdzając, że pozew rzeczywiście jest śmieszny i
nikt go nie zechce rozpatrywać, no bo i jak?
– No niestety – Lilka nie miała
złudzeń. – Kacper dostał pozew, a to oznacza, że sprawa wejdzie na wokandę.
Zakładając komuś sprawę w sądzie, musisz wysłać pozew w dwóch egzemplarzach.
Jeden zostaje w sądzie, drugi jest wysłany do pozwanego, żeby ten mógł się
zapoznać z jego treścią. Musi przecież wiedzieć, o co jest oskarżany czy też
czego się od niego żąda, by odpowiednio się przygotować do sprawy. Wszystko
wskazuje na to, że Kacper będzie musiał jechać do sądu. – Lilka spojrzała
współczująco na chłopaka, który przysiadł na pufie i słuchał jej wywodu.
– A niech cię szlag! – nie
wytrzymała Iwona. – Czy ty zawsze musisz mieć rację? Czy chociaż raz nie mogłabyś
skłamać, żeby odwlec tę swoją prawdę w czasie?
– Mama! Uspokój się! Czego chcesz?
Żeby pani Lila skłamała? Żebym się łudził, że to jakiś głupi żart, a potem
zderzył się z rzeczywistością doprowadzony siłą do sądu? Jakoś przez to
przecież przebrniemy – stwierdził, spoglądając na matkę przemierzającą
niespokojnie pokój od drzwi do okna i z powrotem.
– Usiądźże wreszcie! – nakazała
Lilka. – Przecież niczego nie wymyślisz, po co się denerwować? Przygotuj się
raczej. Kacper ma więcej rozsądku od ciebie.
– A to skurwysyn jeden! A to ciul
pierdolony! A to cham niemyty! – Iwona dawała upust frustracji.
– Ciul śmietnikowy! – zawtórowała
jej Magda. – Tylko ciul śmietnikowy mógł wpaść na taki pomysł. Żeby coś takiego
zrobić? Skurwesyn jeden! Niech się spierdala!
– Niech się spierdala! – wzniosły
toast, po którym Kacper popukał się znacząco w czoło i podniósł się z pufa,
zmierzając do swojego pokoju.
– Tak, syneczku, idź, nie oglądaj
matki w takim stanie – zakwiliła jego matka, głaszcząc go po plecach.
– Mama, uspokój się, bo trzeba cię
będzie zamotać w kaftanie bezpieczeństwa – Kacper delikatnie odwrócił stojącą
przed drzwiami jego pokoju matkę w kierunku Magdy i Lilki. Pochylił się nad nią
i pocałował w czoło, co tak rozczuliło Magdę, że załkała głośno.
Komentarze
Prześlij komentarz