Końca świata nie będzie (6)

– Dzień dobry kogo nie widziałem! – zakrzyknął dyrektor, wchodząc raźnym krokiem do pokoju nauczycielskiego i zmierzając od razu w stronę swojej „ulubionej” nauczycielki.
– Proszę się przesiąść! – polecił koleżance siedzącej obok szczerzącej doń zęby blondynki.           – Koleżanko, pani zajęła moje miejsce!
– Pana miejsce jest w gabinecie dyrektora – odszczeknęła się upomniana, uniosła z niechęcią i ostentacyjnie przeszła na drugi koniec stołu.
– Koleżanko! Proszę o zachowanie kultury! Wszyscy jesteśmy pedagogami…
– …ale tylko pan może uczyć wszystkiego, bo na wszystkim się pan zna – dokończyła zagniewana matematyczka, ta sama, którą dyrektor przed chwilą wyrugował z zajmowanego przez nią miejsca. Wszyscy nadstawili uszu, bo dyrektor szykował się do wygłoszenia tyrady skierowanej do niesubordynowanej nauczycielki, a ta znana była z niewyparzonej gęby, cywilnej odwagi i niechęci do ustępowania z pola bitwy.
Magda dała bolesnego kuksańca Lilce, nakłaniając ją, by się pochyliła.
– Sprzątaczka ich znowu nakryła w sali gimnastycznej – wyszeptała  – Oni już stracili rozum, mówię ci. Już się nawet nie kryją, romansują na oczach wszystkich. On czeka na nią rano przed szkołą i odwołuje ją na bok z groźną miną, oświadczając głośno, że ma poważną sprawę. Codziennie… Wiem od uczniów! No to już skandal jest!
Lilka potrzebowała paru minut, by zrozumieć, że Magda nie mówi o matematyczce.
– Jak to, wiesz od uczniów?  Rozmawiasz z uczniami na takie tematy? Czyś ty zwariowała?
– No żadne takie! – Magda zdenerwowała się na dobre. – Ale jak ci z gimnazjum przychodzą do świetlicy, to rozmawiają ze sobą, a ja – jak wiesz – słuch mam dobry, więc łowię to i owo. Kojarzysz to drzewo na placu apelowym? Dudziński z trzeciej „c” kilka godzin na nim przesiedział, by zobaczyć „starych w akcji”, tak opowiadał dziewczynom.
– Z której trzeciej? – zapytała Lilka.
– No przecież nie z podstawówki! – szeptała dramatycznie Magda. – Ten z gimnazjum. Twoje maluchy nie wpadłyby przecież na taki pomysł!
– Nie mów hop! Też są zdolni. Ale z tego drzewa nie widać sali gimnastycznej? – zdziwiła się Lilka.
– Ale gabinet pielęgniarki widać! A w tym gabinecie kozetka jest, żaluzji nie ma, czuli się tam jak u siebie. Dudziński telefon uszykował, żeby film nakręcić, na YouTube chciał zamieścić, na szczęście telefon mu spadł i kariera reżyserska Dudzińskiego legła w gruzach. A że zaklął przy tym siarczyście, bo telefon w drabiazgi na betonie poszedł, dyro usłyszał, nawrzeszczał, policją straszyć zaczął… A teraz się przenieśli na materace do sali gimnastycznej – zakończyła.
– Pani Magdo, pani jak zwykle nie będzie wiedziała, o co chodzi! – nadąsany dyrektor patrzył z naganą w stronę Magdy, która wcale nie straciła rezonu.
– Pan się nie martwi, panie dyrektorze, wiem to, czym ostatnio żyje szkoła – odparła z godnością, co kilka osób przyjęło z chichotem.
– Koleżeństwo! Proszę zachować powagę! – huknął dyrektor, który nigdy intelektem nie błyszczał, nie miał poczucia humoru i bał się panicznie, że ktoś swoimi niewczesnymi żartami podważy jego dyrektorski autorytet, a w konsekwencji wysiuda go z dyrektorskiego stołka.
– …tak więc każdy z państwa zakupi po trzy cegiełki i weźmie je też dla klasy. Ilu uczniów, tyle cegiełek, nie ma żadnego wyjątku. Wychowawcy zadbają, by każdy uczeń przyniósł dziesięć złotych na cegiełkę.
– Chwileczkę – nie wytrzymała Mirka, niesforna matematyczka – czy ja dobrze pana zrozumiałam? Ja mam zakupić trzy cegiełki i zmusić do tego jeszcze swoich uczniów? Więc oświadczam: ani ja niczego nie zakupię, ani uczniów zmuszać nie będę! Sam pan sobie ich zmusi. A moje cegiełki daję panu, niech pani kupi, proszę bardzo.
– Koleżanko! – zagrzmiał dyrektor. – Przywołuję panią do porządku. Nie tym tonem! Wszyscy jesteśmy gimnazjalistami, wszyscy musimy, ramię w ramię, że tak powiem, działać dla dobra szkoły. Nie będzie się tu pani wyłamywać i okoniem wobec mnie stawać! – krzyczał coraz bardziej purpurowy na twarzy.
– Ja tam gimnazjalistką nie jestem! I niech pan wreszcie zapamięta, że pracuje pan w zespole szkół, w ze-spo-le! Ale pan być może i jest gimnazjalistą, bo jak się weźmie pod uwagę pański poziom intelektualny… – dodała ciszej, więc dyrektor tej uwagi już nie usłyszał.
– Z panią zawsze są kłopoty, koleżanko! Dlaczego jedni z nas pracują in plus na gimnazjum, a inni, tak jak pani, zawsze in minus dla gimnazjum? Ja się pytam?
– Skoro siebie pan pyta, to niech pan sam sobie odpowie. Ja mogę pracować in neutralnie. Dla zespołu szkół – Mirka podeszła do drzwi z dziennikiem w ręku. – Zbieranie funduszów na sztandar gimnazjum można zaplanować i przeprowadzić inaczej. Ale pan jak zwykle poszedł na łatwiznę. Jak zwykle próbuje pan zmusić nauczycieli i uczniów, żeby ufundowali sztandar z własnej kieszeni. Poza tym, dlaczego sztandar ma mieć tylko gimnazjum? A podstawówka? Już niegodna pańskiej uwagi?
– Co to znaczy – jak zwykle? – dyrektor kolorem twarzy przypominał dorodnego buraka.
– A pamięta pan ten „genialny” pomysł z kontem, na które każdy z nas miał wpłacać zaraz po wypłacie kilkadziesiąt złotych na dzieci, których rodzice mało zarabiają lub są na bezrobociu? Już się pan nawet pochwalił pomysłem burmistrzowi. Na szczęście burmistrz miał dość rozumu, żeby ukrócić te pańskie zapędy w zarodku. – Mirka wyszła z pokoju, a dyrektor popędził za nią. Dzwonek obwieścił koniec długiej przerwy.


Komentarze

Popularne posty