Końca świata nie będzie (5)
G., 8 maja 1997 r.
Mój kochany Marku!
Czy to takie dziwne, że wciąż piszę „mój kochany”, mimo że
już od tylu miesięcy nie jesteś mój i pewnie nie pamiętasz czasu, kiedy byliśmy
razem, bo teraz ktoś inny żyje w Twoim świecie? Inna kobieta przeczesuje
palcami Twoje włosy, gładzi twoje policzki, całuje powieki. Inną kobietę
przytulasz we śnie (a jednak to dziwne, że nadal nie nazywam jej imieniem,
którego nie chcę pamiętać), nakrywając kołdrą. Mnie już nie ma, nie istnieję w
Twojej świadomości, wyparłeś mnie z pamięci, nie chcąc pamiętać mojej
zapłakanej twarzy, a może ciągle masz pretensje o to, że nie chciałam już
dłużej nie widzieć? Piszę, by Ci wytłumaczyć: Twoja propozycja, by się nie
przejmować, bo i tak zawsze do mnie wrócisz, była nie do przyjęcia. Przecież wyzdrowiałam!
Uporałam się z tą straszną chorobą, z tym piętnem bólu i upokorzenia, ze
strachem, że każdy wieczór może być moim ostatnim; wywalczyłam dla nas jeszcze kilka lat, czy nie
tego chciałeś? Nie tego chcieliśmy oboje? Dla mnie, dla Ciebie? Dla nas? Dla
Marty? Więc które z nas raptem zmieniło reguły gry, by z dyskretnych spotkań na
boku przejść w jawne romanse na co dzień? Masz pretensje, że nie mogłam znieść
tych wszystkich, nagle jawnych, telefonów i SMS-ów; Twoich wyjść w środku nocy?
Przecież nie musiałeś już wychodzić, bo wyzdrowiałam! Wiesz, co mnie
najbardziej zabolało? Pamiętasz ten wieczór, gdy po przeczytaniu tego
strasznego listu, tego wstrętnego anonimu, zapytałam czy to prawda i co z tym
zamierzasz zrobić, odpowiedziałeś zdziwiony „ …a nie może zostać jak dotąd? Nie
może zostać jak zawsze?” Jak zawsze? Nie, nie może! Przekreśliłeś osiem lat
małżeństwa, obwiniając mnie za jego koniec, gdy nie zgodziłam się na Twój
pozamałżeński romans! Dlaczego wcześniej nie zauważyłam, jaki jesteś egoistyczny
i cyniczny? Bo miłość zaślepia. Gdy analizuję nasze małżeństwo miesiąc po
miesiącu, rok po roku, budzę w mojej pamięci zdarzenia, które już dawno powinno
obudzić moją czujność. Ale cóż, zaślepiła mnie miłość. Byłam tak szczęśliwa,
tak lekka, tak wolna po ostatniej diagnozie, że nie zauważyłam tego momentu;
dnia, w którym jej obecność w naszym domu stała się nachalnie częsta. Godzinami
analizowałam z nią Twoje zachowanie, gdy telefony, SMS-y i wyjścia z domu
przekroczyły krytyczny limit małżeńskiego zaufania. Dlaczego na to pozwoliłeś?
Dlaczego pozwoliłeś na to, by kobieta, z którą sypiasz, pocieszała mnie,
ocierała moje łzy i wmawiała, że bez Ciebie będzie mi lepiej? Że powinnam
pozwolić Ci odejść, skoro mnie już nie kochasz, a na pewno już nie kochasz, bo
wszystko na to wskazuje? Dlaczego mi na to pozwoliłeś? Dlaczego jej na to
pozwoliłeś? Dlaczego?
Komentarze
Prześlij komentarz