Końca świata nie będzie (4)
Lilka złożyła list we czworo,
chowając go do koperty. Przeliczyła pozostałe kartki, na których jej siostra
opisała swoją nieszczęśliwą miłość i związane z nią cierpienie, żadnego listu
nie podpisała swoim imieniem, każdy zaczynał się od „Mój kochany Marku”. Czuła
się jak podglądacz, wdzierając się w intymny świat siostry, która przecież nie
mogła już jej tego zabronić, nie mogła podejść, by wydrzeć jej swoje listy z
ręki; listy nigdy niewysłane, będące próbą poradzenia sobie z traumą
porzucenia, rodzajem psychoterapii. Lilka wiedziała jednak, że musi je przeczytać,
chciała znać prawdę o śmierci Eli. Gdy jej
starsza o cztery lata siostra umarła, dla Lilki to był szok, ale nie mogła się
poddać rozpaczy. Czekała na nią Marta, trzyletnia siostrzenica, która raptem
została zdana na łaskę i niełaskę ciotki. Matka Marty zmarła, mając trzydzieści
lat, a wszyscy uznali tę śmierć za coś zupełnie normalnego po wyniszczającej
chorobie, mimo pozytywnych wyników badań i zapewnień, że leczenie się powiodło.
Ojciec Marty nie pałał chęcią, by wychowywać małą, zrzucając swoje
rodzicielskie obowiązki na Lilkę. Sam związał się już z inną kobietą, dla
której porzucił Elę, która nie tylko nie mogła się pogodzić z jego odejściem,
ale i z tym, że odszedł do jej najlepszej przyjaciółki. Odczuła tę podwójną
zdradę ze zdwojoną mocą. Marniała w oczach, ale jej śmierć i tak była
zaskoczeniem, a z czasem zaczęła budzić szereg wątpliwości Lilki, która
poukładała swoje życie na nowo, znajdując w nim miejsce dla Marty i kochając ją
miłością mocną i bezwarunkową. Nienawiść Lilki do szwagra i jego nowej,
lepszej, bo zdrowej żony, nie osłabła przez te wszystkie lata i wkładała
naprawdę wiele wysiłku w to, by nie zarazić Marty tą swoją nienawiścią do ojca,
choć nie potrafiła ukryć głębokiej niechęci ani do Marka, ani do Grażyny. Marek
nigdy nie płacił alimentów, nie odwiedzał córki, ale w dalszym ciągu był ojcem
Marty i w każdej chwili mógł zażądać, by ona wróciła, zwłaszcza że nadal był
jej prawnym opiekunem. Za to Lilka nienawidziła go jeszcze bardziej. Tak ją
nastraszył, że zabierze dziecko, że nigdy nie odważyła się wnieść pozwu
sądowego. Zresztą, czy mogłaby wygrać z wziętym prawnikiem, jakim stał się po
śmierci Eli? Tysiące razy wyobrażała sobie, że cierpi razem z tą swoją Grażyną
okrutne męki i błaga o przebaczenie, które nie nadchodzi; tysiące razy marzyła,
by Grażyna zdradziła go w najgorszy z upokarzających sposobów, by stracił
wszystko, na co pracował od tylu lat, ale niebiosa pozostawały głuche na jej
zaklęcia, a Marek jakby się nimi żywił i pasł, odnosząc kolejne sukcesy. W
końcu Lilka stwierdziła, że ta nienawiść jest jej osobistym wrogiem, zabija ją
powolutku i wyniszcza, a każdy sukces Manowicza jest gwoździem do jej trumny,
więc czas najwyższy zatrzasnąć za nim drzwi swojej niepamięci i wykorzystać w
miarę dobrze wiek średni, skoro młodość bezpowrotnie minęła. Marta z małej
dziewczynki raptownie przeistoczyła się w piękną dziewczynę. Jej powodzenie u
płci przeciwnej, wcale nie takiej brzydkiej, przyprawiało o zawrót głowy, ale spośród
tego męskiego tłumu nie wyłowiła dotąd tego jednego, z którym chciałaby coś
budować na poważnie. Z jednej strony Lilka się z tego powodu cieszyła, nie
chcąc się za szybko rozstawać ze swoim ukochanym dzieckiem, z drugiej zaś bała
się, że brak odzewu ze strony Marty na pełne hołdu westchnienia ma wiele
wspólnego z jej byłym chłopakiem, przystojnym, wesołym, zimnym draniem nawykłym
do upokarzania zakochanych w nim dziewczyn. Lilka podejrzewała, że miał on
wiele wspólnego z decyzją Marty o porzuceniu przez nią studiów, próbowała ją
namówić na dokończenie nauki, ale dziewczyna nie chciała o tym nawet myśleć.
– Pamiętasz tę swoją uczennicę? – Marta
spytała kiedyś Lilkę po kolejnej kłótni. – Tę Anię Mołyniek?
– Pewnie, że pamiętam. Ale chyba nie
chcesz się z nią porównywać? Dziewczyna jest upośledzona umysłowo! I tak zawsze
miała pod górkę, bo ojciec się uparł, że nie da orzeczenia o upośledzeniu do
szkoły, żeby jej – jak argumentował – nie bruździć w papierach. Wiesz, ile się namęczyliśmy,
żeby ją jakoś przepchnąć z klasy do klasy? Co ona ma wspólnego z twoimi
studiami?
Marta uśmiechnęła się triumfalnie.
– Więc informuję cię, że twoja upośledzona
Ania skończyła administrację, właśnie obroniła licencjat.
– Rany boskie! To niemożliwe.
Musiałaś się pomylić – Lilka nie dowierzała słowom Marty.
– Nie, droga Lilu, to żadna
pomyłka. Ania ma licencjat. Jak widzisz, żyjemy w czasach, w których nawet upośledzeniu
kończą studia, które całkowicie straciły na wartości. Więc dlaczego się upierasz,
bym straciła trzy lata na fikcję?
– Jak to? To upośledzona Ania ma
licencjat, a ty nie? No coś tu jest nie tak, no naprawdę. Marta, ja cię proszę!
Kiedyś będziesz za tą Anią teczki z papierami dźwigać. Wtedy zobaczysz.
- Uspokój się i nie panikuj. na studia zdążę wrócić, ale teraz mam takiej potrzeby. Zresztą, gdybym nawet je skończyła i starała się o pracę razem z Anią, to która z nas zostałaby przyjęta? Zapewniam, że przyjęliby Anię. Wyrównywanie szans, tolerancja, nowe podejście do niepełnosprawności i tak dalej. Ja nosiłabym za nią teczkę z papierami, załatwiałabym wszystkie sprawy, wypełniała dokumenty, ale to ona byłaby moim kierownikiem. To ona byłaby doceniana za moją pracę. Naprawdę uważasz, że warto się uczyć? Lila, zejdź na ziemię. - Marta zakręciła się na pięcie i wyszła, zostawiając osłupiałą Lilę w samotności.
Komentarze
Prześlij komentarz