Śmierć czai się za każdym drzewem (8)
Nazajutrz w drodze do pracy natknęłam się na pana Huberta. Dreptał za
żoną z ogromnym koszem zakupów. Jego lepsza połowa minęła mnie bez zagadywania,
kiwając tylko głową w moją stronę na znak, że jednak mnie dostrzegła, co mi
było bardzo na rękę, bo po wczorajszej degustacji wina nie wyglądałam najlepiej,
a pani Zofia spostrzegawcza była bardzo i w podawaniu nieprzyjemnych informacji
o swoich bliźnich osiągnęła mistrzostwo świata. Za to pan Hubert zaczął głośno
ubolewać, że czuje się przeze mnie zaniedbywany, bo mnie ostatnio nie widuje, a
gdy sezon grzybowy się skończy, co przecież nastąpi niebawem, zostanie
definitywnie pozbawiony mojego widoku na długie miesiące.
– Mama boi się chodzić
sama po lesie po tym, co się stało – przerwałam mu jego zalotne utyskiwania,
spoglądając ukradkiem w stronę jego żony, która niczym Statua Wolności stała
teraz nieopodal, udając, że mnie nie widzi i zdradzając pierwsze symptomy
zniecierpliwienia.
– Ma pani rację, panno Marysiu – zaświergotał przymilnie,
chwytając mnie za rękę i składając na niej pocałunek, co nie umknęło uwadze
jego żony. – Zna pani to przysłowie – kontynuował niezrażony – strzeżonego Pan
Bóg strzeże. Proszę na siebie uważać. Tak atrakcyjna kobieta nie może się
narażać. Ale musi mnie pani od czasu do czasu odwiedzić. Jest pani tak uroczą
osobą i tak mi brakuje pani wizyt, że… Nie zdążył rozwinąć swojego „że”, gdyż w
tym momencie do naszych uszu doleciał wrzask wydany przez panią Zofię, która
kategorycznie domagała się jego obecności przy swojej osobie. Rany boskie,
biedny człowiek, pomyślałam, wyobrażając sobie, co go teraz czeka. Całe życie
męczyć się z kimś takim. No, ale ostatecznie, widziały gały, co brały. A może
to ona z nim się męczy?, naszła mnie taka refleksja. Prawdę mówiąc, to raczej
nic przyjemnego widzieć swojego męża, który zaczepia każdą napotkaną kobietę i
prawi jej komplementy. Mnie na pewno trafiłby od razu szlag.
Po południu zadzwoniła Baśka. Nie wiem, jak to się działo,
ale nie pamiętam, by kiedykolwiek miała kaca. Ty razem było tak samo. Ja czułam
się sponiewierana, po niej czy też w niej wino spłynęło, nie czyniąc jej
krzywdy, choć po jej głosie poznałam, że jest wściekła.
– Chodzisz jeszcze na grzyby? – krzyknęła do słuchawki,
jakbym była głucha.
– Dzięki tobie nie. I co tak wrzeszczysz? – odparowałam
równie głośno.
– A co mam z tym wspólnego?
– Nastraszyłaś mnie, pamiętasz? Że niby już tam za każdym
drzewem czai się śmierć. I że mam nie chodzić, mówiłaś.
– Tak? Może, trochę – przyznała łaskawie. – Słuchaj, a
może poszłybyśmy razem? Razem nas nie napadnie nikt chyba? A gdyby nawet, to
damy mu po mordzie. We dwie poradzimy sobie koncertowo.
– A po co? – spytałam nieco głupio, bo przecież Baśka się
na grzybach nie znała i do lasu nie chodziła.
– Jak to po co? Po grzyby. Co tak głupio pytasz?
– Przecież ty nie lubisz grzybobrania? Grzybów nie znasz.
Za jaką karę chcesz iść? Pokutujesz za coś?
– E tam, pierniczysz bez składu
i ładu – zdenerwowała się. – Nie znam grzybów, więc ty ze mną idziesz.
Ty się znasz, wystarczy. Hugo chciałby spróbować zupy grzybowej, więc Jacek
poprosił, bym ją ugotowała. A że boi się mnie samą do lasu puścić, wpadł na
pomysł, bym poszła z tobą. I co mam zrobić?
– Najprościej będzie mu powiedzieć, że ma głupie pomysły.
Ty, Baśka, to już się kurą domowa stałaś i pantoflarą. A mężuś sam nie może ci
towarzyszyć? Albo najlepiej z tym Hugonem? Polatają po lesie, to im się
grzybowej odechce.
– Nie może. Pojutrze obaj jadą do Holandii, potem zajadą
do Paryża, jutro też gdzieś jakieś interesy będą załatwiać. Wracają w
niedzielę, więc może w sobotę pójdziemy? Nie bądź świnia. Sama nie dam rady.
Nie mogłam się nadziwić, że chłop tak odmienił Baśkę. Taka
była harda, rodziców rozliczała z każdego mrugnięcia okiem, a Jackowi wprost
jadła z ręki. Czym on ją tak ujął? Może rzeczywiście jest tak, że jak chłop w
łóżku dobry, to i babie wszelakie wapory przechodzą, jak mawiała moja ciotka
Irka. Ale czyżby ten Jacek tak Baśce podpasował? No najwidoczniej tak. Czyli
jednak i ciotka coś mądrego powiedzieć umiała? Umówiłyśmy się zatem na ósmą
rano w sobotę.
Komentarze
Prześlij komentarz