Śmierć czai się za każdym drzewem (34)

Ziutek prowadził w ciszy, siedząca obok niego mama wzdychała tylko czasami prawie dramatycznie. Mnie ulokowali na tylnej kanapie, jakbym rzeczywiście była obłożnie chora. Oberwałam wprawdzie porządnie, ale na szczęście nic się nie stało, okazało się bowiem, że łeb mam twardy i byle co mi go nie uszkodzi. Policjanci, których powiadomił mój obrońca, stwierdzili, że napaść prawie na pewno miała charakter rabunkowy. Ot, jak wytłumaczył mi jeden z policjantów, jakiś złodziej zaczaił się na parkingu w nadziei na łatwy zysk. Ostatecznie samotna kobieta jest łatwym celem, więc się na ten cel porwał i miał biedak pecha, że akurat napatoczył się ktoś, kto mu w tym przeszkodził. Osobiście byłam daleka od nazywania napastnika biedakiem, ale cóż?  Może i rzeczywiście biedak z niego? Napad mu nie wyszedł. Kradzież mu nie wyszła. Nie obłowił się. Święta idą, może w domu na fanty czekali, a ten z pustymi rekami wrócił. Nie biedak? Biedak! Siedziałam na tylnej kanapie mojego auta, myśląc, że ja to jednak miałam szczęście. Gdyby nie ten chłopak, jak się potem okazało – student – mogłam leżeć na tym parkingu bez szansy na szybką pomoc. Tymczasem chłopak wykazał się nie tylko odwagą, ale i rozwagą, że już o zwykłej empatii nie wspomnę. Nie odstąpił mnie na krok, wezwał pomoc, podtrzymywał na duchu. A wszyscy narzekają na tę dzisiejszą młodzież. Mimo wszystko byłam przygnębiona. Chociaż… Dostałam dwa tygodnie zwolnienia, więc poniekąd się ucieszyłam, że kierownik się ucieszy… nie będzie musiał mnie ukrywać w magazynie.
– A tam kamer nie ma? – Ziutek przerwał ciszę, spoglądając na mnie w lusterku.
– A skąd mam wiedzieć?
– No właśnie, to dziwne jakieś – kontynuował Ziutek. – Dzisiaj wszędzie kamer pełno, człowiek niedługo do kibelka będzie pod nadzorem kamer chodził, a tam nie było? I ja ci powiem, że coś mi tu nie pasuje. Te ćwoki nawet chyba nie sprawdzili, bo im się nie chciało – stwierdził, a ja domyśliłam się, że ćwokami nazwał policjantów.
– A co ta kamera da? – zapytała mama. – Złodziej przecież głupi nie jest. Jak się zaczaja, to w takim miejscu, gdzie kamery nie ma. Przecież z tego żyje. Jakby głupi był, to by się na coś takiego nie poważył. A tak, to zawsze się zaczai na jakiegoś bęcwała, w głowę rąbnie, portfel zabierze i chodu w nogi – stwierdziła filozoficznie. – I szukaj wiatru w polu.
– Mamo – zaczęłam spokojnie – o co ci chodzi, co? Nie dość, że mnie poturbował bandyta jakiś, to jeszcze własna matka mnie teraz od bęcwałów wyzywać będzie? Ciekawe, jakbyś się sama na moim miejscu zachowała? No może wyczułabyś go na kilometr, odwróciła się w porę i przyfanzoliła porządnie, żeby się gnój jeden kopytami nakrył, ale ja nie umiałam sobie poradzić w tej sytuacji.
– No dziecko moje drogie – mama nie dawała za wygraną – tylko bęcwał albo gamoń ostatni parkuje auto w podziemiach czy innych katakumbach, gdzie za dnia światła mało, a co dopiero wieczorem. Po coś ty tam zaparkowała, ja się ciebie pytam, co? Ty wiesz, co ja przeżyłam, jak do nas zadzwonili, że w szpitalu jesteś? O mało się nie przekręciłam na tamten świat! – dodała z mocą. – Dobrze, że Ziutek w domu był, bo co ja bym sama zrobiła? Ja nie wiem.
– Uspokójcie się obie! – Ziutek postanowił wkroczyć do akcji, widząc, że matka zaczyna się rozkręcać. – Mamo, nie ty jesteś poszkodowana, tylko Majka, więc się jej nie czepiaj. A ty, Majka, zacznij na siebie uważać. Ja nie jestem przekonany, czy to rzeczywiście był zwykły napad.
– To jest jakiś niezwykły napad? – zapytałam po chwili, nie bardzo wiedząc, o co mu chodziło.
– No właśnie, o co ci chodzi? Napad niezwykły? Co ty wygadujesz? – mama patrzyła na niego gotowa do kontynuowania dyskusji.
– Nic nie wygaduję – Ziutek zaczynał być coraz bardziej zniecierpliwiony. – Grzybiarka, Jadzia Karpik, pani Zofia, a teraz Majka. Jakoś takie dziwne zbiegi okoliczności się przytrafiają w naszej okolicy, nie uważacie? Lepiej dmuchać na zimne. Nie zawadzi na siebie uważać.
Mama postukała się wymownie palcem w czoło.
– Chcesz powiedzieć, że ktoś się zawziął na kobiety z naszego miasta i pojechał za Majką ponad sto kilometrów, żeby ją sprzątnąć na parkingu galerii handlowej? Wiesz co, synu? Weź ty się puknij w czoło. No teraz to już naprawdę się wygłupiłeś.
– Wygłupiłem, nie wygłupiłem, ale dobrze, że Majka ma to zwolnienie. Przynajmniej posiedzi w domu. A potem… Potem się zobaczy. Może coś się wreszcie wyjaśni? Wprawdzie nie wiedziałam, co miałoby się wyjaśniać, ale pomyślałam, że brat ma pewnie rację.


Komentarze

Popularne posty