Śmierć czai się za każdym drzewem (31)
Siedzieliśmy w jakiejś kawiarence na parterze galerii. Na
początku bałam się, że będzie to najdłuższa kawa na świecie, a skrócić czasu
jej wypicia raczej się tak radykalnie nie da. Już prawie zapomniałam, że Jurek
to facet z poczuciem humoru i nudzić się przy nim nie sposób. Gdy przestałam
myśleć o tej jego dziewczynie, zrobiło się całkiem przyjemnie. Notabene,
rozśmieszyło mnie to, że czterdziestoletni facet mówi o kobiecie „dziewczyna”,
więc dałam upust swojemu humorowi. Pośmialiśmy się oboje, po czym Jurek
stwierdził, że przecież o mnie też tak mówił.
– Komu? – zapytałam z drwiną, bo przecież nie mieliśmy
wspólnych znajomych. On nie chciał poznać moich przyjaciół ani rodziny. Nie
bywaliśmy nigdzie razem. Gdy przyjeżdżał, zabierał mnie do kawiarni czy kina,
noc spędzaliśmy w hotelu.
Już chciał zareagować i odpowiedzieć na moje zaczepki, gdy
zadzwonił jego telefon i usłyszałam, że podaje komuś namiary, jak nas znaleźć.
Zrozumiałam, że za chwilę przyjdzie tu ta jego dziewczyna, a na takie spotkanie
nie miałam wcale ochoty, zaczęłam więc zbierać swoje rzeczy.
– Uciekniesz? Naprawdę? Wszystko wszystkim, ale stchórzysz?
Ty? Nie taką ciebie pamiętam, Mario Stańczuk! – zagrzmiał tubalnie, czym mnie
wkurwił dokumentnie. Nie życzyłam sobie jego umoralniania i poznawania jego
dziewczyn. Już szykowałam się do zgrabnej riposty, gdy do naszego stolika
podeszła kobieta. Pocałowała Jerzego w skroń, zalotnie opierając się na jego
ramieniu.
– Przedstawisz mnie? – spytała, taksując mnie wzrokiem, a ja
uświadomiłam sobie, że wyglądam przy niej jak wypłosz. Babka miała klasę, niech
ją dunder świśnie. Pięknie ścięte jasne włosy opierały się na ramionach
obleczonych w idealnie odszyty żakiet w grafitowym kolorze, pasujący do
krótkiej spódnicy i pięknych szpilek. Pachniała jeszcze fryzjerem. Perfekcyjny
makijaż podkreślał niebanalną urodę, filigranowa figura przykuwała uwagę. Ona
nie miała problemów z wagą, nie musiała się zastanawiać, czy zjeść pizzę, czy
też nie.
– Maria Stańczuk – wyciągnęłam dłoń w jej kierunku i w tym
momencie zauważyłam, że moje paznokcie pozostawiają wiele do życzenia i
pozostają w jaskrawej opozycji do wypielęgnowanej dłoni Joasi.
– Maria? Czyli Majka? – zapytała, patrząc na mnie ze
zdziwieniem.
– Tak właśnie, Majka, TA Majka – podkreślił Jurek, całując
ją w dłoń, a ja zrozumiałam, co czują kobiety w czasie menopauzy, bo zalała
mnie fala gorąca tak silna, że zaczęłam się pocić. Nie wiedziałam, co oznacza
TA Majka, ale nie mogło to być dla mnie nic dobrego.
Joasia uśmiechnęła się delikatnie, upiła trochę kawy z
filiżanki Jurka, zaznaczając dobitnie swoje terytorium i podniosła się z
krzesła.
– Muszę zajść jeszcze do herbaciarni. Porozmawiajcie sobie,
pewnie macie o czym. – Musnęła ustami włosy Jerzego i zaczęła się zgrabnie
przeciskać między stolikami w stronę wyjścia.
– No, no, gratuluję. Babka z klasą – przyznałam bez zawiści.
– Teraz rozumiem.
– Co rozumiesz? – Jerzy patrzył na mnie uważnie.
– No to, że się przestałeś odzywać – postanowiłam dać upust
swoim uczuciom. A niech ma drań satysfakcję, trudno.
– Ja się przestałem odzywać? – podniósł brew. – Żartujesz,
prawda?
Zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Nie chciało mi się z nim
kłócić, co by to zmieniło? Absolutnie nic.
– Majka, kazałaś mi się zabierać i nawet nie miałaś odwagi,
żeby mi to powiedzieć w oczy. Wysłałaś Baśkę, nie uważasz, że należało mi się
jakieś wyjaśnienie od ciebie, a nie od niej? To już jest naprawdę komiczne.
Jeszcze nie dotarły do mnie jego słowa, gdy Jerzy podniósł
się z krzesła, bo podchodziła do nas Joasia. Pochylił się nade mną, cmoknął
mnie w policzek, życząc wszystkiego dobrego. Joasia pomachała mi ręką i
odeszli. Razem. A ja nadal siedziałam przy stoliku. Sama.
Komentarze
Prześlij komentarz