Śmierć czai się za każdym drzewem (3)
Czas płynął. Wyrzuty sumienia i poczucie wstydu spędzały
mi sen z powiek. Brat rżał ze śmiechu, ilekroć na mnie patrzył, bo w swej
głupocie podzieliłam się z rodziną swoimi przeżyciami, a mama kręciła tylko z
politowaniem głową. Baśka milczała, aż któregoś dnia zadzwoniła jakby nigdy
nic.
– Co robisz? – spytała. – Mogę do ciebie przyjechać?
Zapaliła mi się lampka alarmowa, przez chwilę się wahałam, pamiętając swoje
ostatnie wystąpienie, ale tęsknota za rozmową z Baśką zwyciężyła.
– Możesz, jeśli obiecasz, że mi nie wydłubiesz oczu –
zastrzegłam.
– Nie wydłubię, nie bój się. I
zrób kawę.
Baśka przyjechała swoim nowiutkim Audi. Przez chwilę
boczyłyśmy się na siebie jak gimnazjalistki.
– Słyszałaś już ostatnie nowiny? – Baśka pierwsza
przerwała barierę milczenia. – W lesie znowu znaleźli jakąś kobietę.
– E, wymyślasz – poddałam jej słowa w wątpliwość –
wiedziałabym coś o tym. Moja mama jest na bieżąco z takimi nowinami.
– Nic nie wymyślam. Podobno wczoraj ją znaleźli. A co
ciekawsze, ty ją znasz. Właściwie to znałaś chyba? – Baśka zaczęła się
zastanawiać nad semantyczną stroną użytego czasownika.
– To ta Jadzia Dziesło – dodała.
– Jadzia Dziesło? – spytałam. – Przecież nie znam nikogo
takiego. Czemu miałabym ją znać?
– No coś ty! – Baśka nie dawała za wygraną. – Dziesło to
ona po mężu. Za pannę nazywała się Karpik.
– Co takiego? Jezu! Ty chyba
żartujesz?
– Żadne takie – upewniła mnie Baśka – byłam rano w sklepie
po chleb i słyszałam rozmowę w kolejce. Od razu pomyślałam o tobie, bo łazisz
sama po lesie. Pierwszy trup, to może być przypadek, ale drugi to już reguła.
Mamy mordercę. Jak w filmach. Kto by pomyślał? Taki grajdół i swój własny
morderca – rozmarzyła się Baśka.
– Reguła? O czym ty mówisz? – spytałam z niedowierzaniem.
– Myślę, że ktoś, jakiś zboczeniec najprawdopodobniej,
specjalnie czeka na grzybiarzy, a właściwie to na grzybiarki. Napada, gwałci, a
potem morduje.
– Cholera, może masz rację? – zastanowiłam się.
– Na pewno mam. To też chwilowo puściłam w niepamięć to,
jak potraktowałaś Hugona i przyjechałam cię ostrzec. Głupia jesteś, oj głupia,
ale szkoda by cię było.
Ciarki mi przeszły po grzbiecie na wspomnienie tego
nieszczęsnego dnia. Przestałam się też łudzić, że pominiemy milczeniem moje
oratorskie popisy, więc postanowiłam nieco załagodzić sprawę.
– Naprawdę nie wiedziałam, że on zna polski. Dlaczego mnie
nie ostrzegłaś? W tym momencie mnie olśniło. Mogła mi przecież szepnąć, bym
uważała, co mówię. Dlaczego tego nie zrobiła?
Komentarze
Prześlij komentarz