Śmierć czai się za każdym drzewem (29)
Ziutek jak niespodziewanie wyjechał, tak niespodziewanie
wrócił. Obie z mamą wiedziałyśmy, że nie pracował, ale nie chciał powiedzieć,
gdzie był, co wydało nam się co najmniej dziwne. W duchu cieszyłam się, że brat
powrócił na łono rodziny, bo właśnie rozeszły się plotki jakobym romansowała z
panem Hubertem i moja mama była u kresu wytrzymałości, nękana przez wścibskie
sąsiadki. Sama nie wiedziałam, w czym mogła nam pomóc obecność Ziutka, ale mimo
wszystko czułam się pewniej i bezpieczniej. Ostatecznie, gdyby to sąsiedzkie
towarzystwo chciało mnie zlinczować, to Ziutek stanąłby za mną murem. Do pracy
nadal nie mogłam wrócić, co mnie coraz bardziej przygnębiało. Zaczynałam się
bać, że naprawdę stracę pracę, nie wiedziałam, co dalej. Nie miałam żadnego
pomysłu, nie wiedziałam, gdzie szukać innej posady. Przecież niczego nie
potrafiłam! Umiałam tylko godzinami opowiadać o książkach, wypożyczać je,
zachwalać, czytać, rozprowadzać, zachęcać do ich czytania i delektować się nimi
jak ptasim mleczkiem. Komu potrzebna jest dzisiaj bibliotekarka? Nikomu. Miałam
tego świadomość. I ta świadomość mnie dobijała. Opowiedziałam w domu o
spotkaniu z Karpikiem. Mama się zdenerwowała, Ziutek zastanowił.
– Ty jesteś podobna do Jadzi? – zapytał ze zdziwieniem. –
Tak powiedział?
– Dokładnie.
– Może i tak? – matka zaczęła przypominać sobie, jak
wyglądała Jadzia z jej blond włosami i
pulchniutką figurą. – Podobna figura, i kolor włosów. Z daleka można was
było pomylić. Tylko że ona taka ciągle smutna jakaś była. To mi nie
pasuje.
– Majka, ty uważaj – zaprorokował Ziutek. – Z tymi
morderstwami to jakaś dziwna sprawa, nie uważasz? A tak na marginesie, ta
pierwsza kobieta, co to ją w lesie znaleźli, to też podobno w twoim typie –
powiedział zmartwionym głosem.
– Jak to w jej typie? – zdenerwowała się mama. – Co ty
bredzisz?
– Nie bredzę! Pamiętacie Jurka Kaławiaka?
– Tego, co w policji pracuje? – spytała mama.
– Właśnie – potwierdził. – On mi w tajemnicy powiedział, że
niedawno tam na policji doszli do wniosku, że ta pierwsza zamordowana i Jadzia
do naszej Majki podobne! Sam mnie zaczepił. Powiedział, żebym siostry pilnował
i nie pozwalał, żeby sama po lesie łaziła. Zresztą nie tylko przed spacerami po
lesie przestrzegał. Radził, żebyś sama w odludne miejsca nie chodziła –
pogroził mi palcem, a mnie zamurowało.
Bo i o co mu chodziło? Jak miałam to wszystko rozumieć? Ktoś
nie lubił pulchnych blondynek? Ktoś nie lubił mnie?
– Ta pierwsza też blond? – zapytałam na wszelki wypadek, bo
może Ziutek jednak coś pomylił?
– Blond, blond! – potwierdził z zapałem. – I też miała czym
oddychać – stwierdził na koniec, co uznałam za zupełnie zbędną informację,
wręcz niesmaczną, ostatecznie przekazywał ją mój brat.
– To co mam robić? Nie wychodzić z domu czy jak?
– Ty lepiej siedź w domu! – krzyknęła mama. – Na razie masz
chorobowe, może ten twój kierownik jeszcze przymknie oko i pozwoli donieść
następne. A gdyby nawet cię wywalił, to moja emerytura na przeżycie starczy –
zapewniła.
– Noż cholera jasna! – krzyknął Ziutek. – Przecież dokładam
się do wszystkiego. Jak trzeba, dam więcej. Jakoś to przetrzymamy. Razem, jak
zawsze. Po co się martwić na przyszłość? – zapytał retorycznie. – Poza tym,
żeby człowieka zwolnić, to trzeba mieć jakiś konkretny powód. Jak cię zwolni,
to pójdziemy z tym do sądu. Może jakieś odszkodowanie wywalczysz. Nie ma co się
martwić.
Popatrzyłam na nich z czułością. Moja rodzina. Zawsze mogłam
na nich liczyć, a oni na mnie. Czego chcieć więcej? Chyba świętego spokoju,
którego ani słychu, ani widu, niestety. I czym sobie na taki niepokój
zasłużyłam? Czy chociaż raz zrobiłam coś, co mogło skutkować takim efektem? Ani
nikogo nie zabiłam, ani nie oszukałam, ani na manowce nie wyprowadziłam. Od
cudzych mężów od zawsze trzymałam się z daleka jak od zapowietrzonych, więc
skąd te wszystkie plotki i oskarżenia? Moje smętne myśli przerwał Ziutek.
– Zresztą Baśka chyba ci wyraźnie powiedziała, żebyś do lasu
nie chodziła, nie? – podsumował, a ja przytaknęłam, kiwając głową. Dopiero po
chwili dotarło do mnie, że Baśka przekazała mi te informacje w nocnej rozmowie
telefonicznej, o której nikt, nawet Ziutek, wiedzieć nie mógł. Więc jak to się
stało, że wiedział?
– Skąd wiesz? – zapytałam, uważnie go obserwując.
Ziutek nie odpowiedział, wstał szybko, przeciągnął się i
stwierdził, że jest zmęczony, więc musi się położyć, a ja zostałam z mama,
która z zawziętą miną szykowała się do stawiania mi pytań, na które nie miałam
siły odpowiadać.
Komentarze
Prześlij komentarz