Śmierć czai się za każdym drzewem (25)

Przez moment biłam się z myślami. Co teraz robić? Stać tam z panem Hubertem, który uczepił się mojej reki jak rzep psiego ogona? Wyrwać się z Hubertowych objęć? Czy też może ulotnić się po angielsku z nadzieją, że w ferworze zdarzeń Przystojniak po prostu o mnie zapomni? Tymczasem sterczałam pod ścianą z ręką w dłoni roztrzęsionego Huberta, który dosłownie przylgnął do mnie prawie na całej powierzchni swojego ciała, nie zważając na podejmowane przeze mnie próby odepchnięcia go od siebie. I w takiej oto sytuacji, czy też może pozycji, zobaczył nas Przystojniak.
– Moja żona Zofia zaginęła! – krzyknął pan Hubert na jego widok, nie wypuszczając mnie z objęć.
– Kolejne zaginięcie z pani udziałem? – zapytał z uśmiechem Przystojniak, nie spuszczając z oczu mojej ręki w dalszym ciągu ściskanej męską dłonią tego cholernego Huberta, który nie reagował na moje starania, by się  uwolnić  z tego niechcianego uścisku.
Pan Hubert zatoczył się lekko, zamachał wolną ręką, przycisnął moją do piersi i stanął rycersko w mojej obronie.
– Nie, nie, nie, panna Majeczka nic nie wie, nie wie nic. Ja teraz, tu – mówił patrząc Przystojniakowi prosto w oczy i raz po raz bijąc się w pierś kułakiem, jak dawniej mówiono na zwiniętą pięść. To jego skupienie uwagi na Przystojniaku pozwoliło mi na wyswobodzenie się spod jego ramienia i stałam teraz wkurzona na cały świat.
– No to które z państwa będzie pierwsze? – zapytał z kurtuazją Przystojniak. – Czy może zastosujemy zasadę „panie przodem”? – błysnął mi przed nosem garniturem śnieżnobiałych zębów, zapraszając ręką  za kratę.
– To my razem – zaproponował pan Hubert. – Ja przed panną Majeczką nie mam żadnych tajemnic – zapewnił solennie.
W tej sytuacji musiałam jakoś zareagować, bo dłużej stać jak dupa wołowa nie mogłam.
– Panie Hubercie! – zagrzmiałam z mocą. – Pan idzie, ja przyjdę innym razem. Mnie się nie spieszy – zapewniłam. – Pan ma ważniejsze sprawy na głowie.
– A co chciała mi pani powiedzieć? – zapytał Przystojniak, rezygnując z raczenia mnie głupkowatym uśmieszkiem.
– Nieważne – próbowałam zbagatelizować problem. – Moja sprawa może poczekać, przyjdę jutro. Modliłam się w duchu, żeby wreszcie wyjść stamtąd, wrócić do domu i zatrzasnąć za sobą drzwi.
– Proszę wprowadzić pana do pokoju – Przystojniak wskazał jednemu z funkcjonariuszy pana Huberta, który jakby się trochę uspokoił i obserwował nas z lekkim niepokojem.
– Niech się pani uspokoi, po co pani przyszła? – Przystojniak ściszył głos, żeby pan Hubert nie słyszał, o co mnie pytał. – Przecież nie przyszła pani ot tak sobie, co się stało? – przemówił do mnie ludzkim głosem, więc zaczęłam się zastanawiać czy aby nie zaryzykować i streścić nocną rozmowę z Baśką.
– Wiem, że znowu wyjdę na idiotkę i na pewno mi pan nie uwierzy, ale … – urwałam w połowie zdania, uświadamiając sobie, jak to żałośnie zabrzmi.
– Ale?
– Ale nie mam nic więcej do powiedzenia – odparłam z godnością i skierowałam się ku drzwiom, słysząc jeszcze płaczliwe „panno Majeczko” w wykonaniu pana Huberta.
A niech cię cholera jaśnista!, pożyczyłam mu w duchu i odetchnęłam pełną piersią usłyszawszy trzaśnięcie drzwi za swoimi plecami.


Komentarze

Popularne posty