Śmierć czai się za każdym drzewem (2)

No więc Jacek wyjechał. Nie musiałam robić makijażu, nie musiałam starannie się ubierać. Wskoczyłam w ulubiony dres, rozwleczony do tego stopnia, że w miejscu niewymownym przypominał krojem narodowe portki Turków. Zajechałam pod dom Baśki z fasonem. Moja Skoda zwana Felą zapiszczała przy hamowaniu jak kot w marcu. Założyłam blokadę na kierownicę, a co! Strzeżonego Pan Bóg strzeże, a chuliganów ci u nas nie brakowało. Ostatecznie auto było jedynym majątkiem ruchomym jaki posiadałam. Na nieruchomy nie miałam szans. Powoli ruszyłam w kierunku drzwi, które otworzyły się bez konieczności naciskania dzwonka. Już w następnej minucie znalazłam się w salonie pełnym gości w strojach nie mających nic wspólnego z tureckim krojem. Baśka spiorunowała mój ubiór wzrokiem, w którym nie brakowało morderczych błysków, gdy tymczasem Jacek prowadził w moją stronę jakiegoś faceta. Boże! Jęknęło mi w duszy i chcąc uchronić moje wypchane siedzenie przed natrętnymi spojrzeniami ludzi, zaczęłam się subtelnie cofać, by jak najszybciej usiąść na sofie.
– Tak się ubierasz, idąc w gości? – syknęła Baśka, asekurując jednocześnie moje tyły.
– Nie w gości, tylko do ciebie, barania głowo! – odcięłam się z pasją. – Miałaś być sama.
– Mały fortel, by móc cię przedstawić przyjacielowi Jacka z Francji. Przecież gdybyś o nim wiedziała, nie przyszłabyś, prawda? A Jackowi bardzo zależy, by was ze sobą poznać. Łudzi się, że Hugo się w tobie zakocha i zechce tutaj zamieszkać. Ale jak Hugo obejrzy sobie ciebie w takim naturalnym wydaniu, to zwieje i to w podskokach.
Ten jej Jacek stanął właśnie obok mnie z rzeczonym Hugonem czy jak mu tam było. Na jego widok zatrzęsło całym moim jestestwem. Kurza stopa! Cholerny Jacek. Facet był niski aż do bólu, z łysiejącym czołem i nieco już opływową sylwetką. Ósmym cudem świata to ja nigdy nie byłam, ale żeby aż tak nisko mnie ocenić? Jacek zagulgotał coś po francusku, wskazując na mnie dłonią i uśmiechając się przymilnie. Rzeczony kurdupel uśmiechnął ciepło i ujął moją dłoń. Baśka chichotała wściekle za plecami cudzoziemca, a ja tkwiłam uwięziona w rogu kanapy, próbując za wszelką cenę przypomnieć sobie choćby ze trzy słowa po angielsku, by przywitać się z obcym, pozując na kobietę światową. Jak zwykle w takich sytuacjach pamięć odmówiła współpracy i uśmiechałam się półgębkiem, planując w duchu ukatrupienie wrednej Baśki, która prawie przysiadła ze śmiechu.
– Rzeczony Kurdupel chce tu osiąść na stałe? – zapytałam przyjaciółkę, ciągle uśmiechając się do mężczyzny ściskającego moją rękę.
– Zamknij się, wariatko! – Baśka poczerwieniała na twarzy, kładąc palec na ustach i pokazując, że mam się nie odzywać.
– Dlaczego? No zapytaj tego Jackowego wymoczka jak wypadłam w jego oczach? O, na pewno nie najlepiej, co? Nie dość, że stara i wypłowiała, to jeszcze ubrana niczym strach na wróble – kontynuowałam niezrażona zabiegami Baśki. – Ten wypłosz spodziewał się pewnie ciekawszego obiektu?
– Majka, na litość boską, zamknij gębę! Proszę.
– Dlaczego? Boisz się, że Jacek usłyszy, co mówię? Ten twój mężuś to ma tupet. Nie ma co. Co on sobie myśli, do jasnej cholery? Skąd on wytrzasnął tego kurdupla, co? Z przeceny? 
Z wściekłości nie od razu zauważyłam, że facet siedzi obok mnie, patrząc nieporadnie to na mnie, to na Baśkę.
Pomyślałam mściwie, że głupio mu tak siedzieć i nie rozumieć ni w ząb, co ludzie obok gadają.
– To sobie wymyślili, no – ciągnęłam nieustraszenie – ściągnęli dla mnie produkt uboczny, no, no!
– Jezu! – Baśka pisnęła nie swoim głosem, jakoś tak żałośnie.
– Wcale nie dla pani – odezwał się Rzeczony Kurdupel z godnością i to najczystszą polszczyzną. – Proszę się nie obawiać, nie będę się pani narzucał. Miło mi było panią poznać. Facet ukłonił się lekko w stronę mojej skamieniałej postaci i odszedł.
– Ty świnio! – ryknęła pani domu, nie zważając na patrzących na nas z zaciekawieniem gości.
Patrzyłam na nią ogłupiałym wzrokiem.
– On zna polski?
– Pewnie, że zna, jego matka jest Polką!
Pociemniało mi w oczach. Boże! Człowiek podszedł, by się przywitać, a ja…Ale dlaczego ten durny Jacek mówił do niego po francusku? No tak…Przecież on uwielbiał się popisywać, a może chciał mu powiedzieć coś, czego nie powinnam słyszeć?
– Może go jakoś przeproszę? Czy co? – spytałam niepewnie.
– Nie! Dosyć już narozrabiałaś, zostaw go w spokoju. Poważnie mówię – pogroziła mi palcem. – Nie zbliżaj się do niego, bo cię znokautuję – zagroziła.

Modliłam się, by podłoga się pode mną rozstąpiła, lecz nic takiego nie nastąpiło. Sama nie wiem, jak udało mi się stamtąd uciec, a Baśka zamilkła na kilka tygodni.

Komentarze

Popularne posty