E jak Ewa (28)



Matka z ciotką wróciły w nocy. Ewa słyszała ich podniesione głosy i była trochę zła na matkę, że nie zważa na Jagodę, która w każdej chwili mogła się obudzić, co oznaczało kilkugodzinny przymus zajmowania się skorym do zabawy berbeciem. Głosy dochodzące z kuchni nie cichły, wręcz przeciwnie. Czyżby zanosiło się na kłótnię? Cały wieczór spędziły u Hanki i jeszcze im mało? Ciotka namówiła matkę na wizytę u starszej siostry i chyba ta wizyta skończyła się tak jak wszystkie poprzednie. Ewa próbowała nie słuchać prowadzonej w kuchni rozmowy, ale nie było to łatwe. I tak jest co roku, pomyślała. Za każdym razem, gdy przyjeżdżała Zosia, ciągnęła matkę do Starszej, jak nazywały Hankę, żeby podtrzymywać rodzinne kontakty i wszystko kończyło się awanturą. O co mogły się pokłócić tym razem? Nocną ciszę przerwał głośny szloch ciotki. Ewa nie zastanawiała się dłużej, zwlokła się z łóżka i wkroczyła, mrużąc oczy, do zalanej światłem kuchni. Ciotka przedstawiała opłakany widok. Rozmazana szminka szpeciła nieco twarz, a u żakietu brakowało jednego rękawa, który trzymała matka i nieudolnie próbowała go nałożyć siostrze na rękę, przekonując ją, że jak się przyszyje, to nikt niczego nie pozna. Obie były w stanie wskazującym na spożycie napojów ogólnie znanych jako wyskokowe, o czym Ewa przekonała się już na pierwszy rzut oka, obserwując desperacki wysiłek matki, by utrzymać się w pionie. No proszę, pomyślała, matka, babka i siostra w jednej osobie, a tak się zaprawiła.
– Co wam się stało? Musicie tak wrzeszczeć? Obudzicie Jagodę i będę miała noc z głowy.
– Jagódka nie śpi? O mój aniołek kochany, ciocia się nią zajmie. – Ciotka ruszyła niepewnym krokiem w stronę drzwi, ocierając zapłakaną twarz ocalonym rękawem żakietu.
– A ciocia dokąd? Jagoda jeszcze śpi, niech ciocia siada. Co się stało, mamo? – Krystyna usiadła za kuchennym stołem i próbowała nadać właściwą formę położonemu na nim rękawowi.
– A nic, takie tam, rodzinne sprawy – odparła niechętnie i spojrzała w kierunku drzwi,
w których stanął Zbyszek.
– Co się dzieje? – spytał, spoglądając z zaciekawieniem to na ciotkę, to na matkę.
– Zbysiu, syneczku! – krzyknęła ciotka rozdzierająco i wyciągnęła do niego ręce. – Ja ciebie zawsze najbardziej kochałam z całej rodziny. – Zaszlochała rozpaczliwie.
– O, widzę, że rodzinna impreza się udała? – zakpił. – A co się stało z cioci marynarką? –Popatrzył na siostrę, która z trudem powstrzymywała chichot.
– Mamo, co wam się przydarzyło? – zwrócił się do matki, która podparłszy podbródek pięścią, smętnie wpatrywała się w kuchenną szafkę. – Chyba się nie pobiłyście, co?
– Jezus Maria! – krzyknęła Ewa. – Czy wy czasami nie biłyście się z ciotką Hanką? –
Matka popatrzyła na nich z politowaniem.
– Pobiłyśmy się? Wy oboje już chyba całkiem zdurnieliście. Jak mogłyśmy się bić z własną siostrą? Ona biedna najbardziej w tym wszystkim poszkodowana – westchnęła.
– Jak to poszkodowana? Mamo, co mama opowiada? – Zbyszek przysiadł na taborecie z postanowieniem przeprowadzenia sumiennego przesłuchania. – Ciociu, niech ciocia przestanie już płakać i opowie, co się stało.

Komentarze

Popularne posty